Bebok VIII – relacja z konwentu
Za nami kolejna, już ósma edycja Beboka – konwentu dla fanów gier fabularnych, fantastyki i gier bez prądu, który odbył się w dniach 11-12 listopada w bytomskim Młodzieżowym Domu Kultury nr 1. W ciągu dwóch dni ponad 200 osób odwiedziło konwent, aby spędzić wspólnie czas przy grach i wziąć udział w licznych konkursach przygotowanych przez organizatorów. Wrażeń nie brakowało, więc jeśli ktoś nie dotarł na imprezę, na pewno ma czego żałować. Zapraszam na moją relację z tego wydarzenia!
Bebok organizowany jest regularnie od 5 lat, a impreza stała się dla wielu mieszkańców Górnego Śląska wydarzeniem, które wpisuje się na stałe do kalendarza równie chętnie (a może nawet bardziej) niż inne konwenty odbywające się w naszym regionie. Ale czym właściwie jest Bebok? Wielu czytelnikom z innych regionów Polski ta nazwa może niewiele mówić. Otóż Bebok to słowiański demon, w szczególności zakorzeniony w folklorze Górnego Śląska. Według podań, zamieszkuje rejony ludzkich zabudowań i najczęściej można go spotkać w zakazanych miejscach, gdzie nie powinny chodzić dzieci. Bebok jest bowiem swego rodzaju chochlikiem, płatającym różne figle i zdarzały się doniesienia o porwaniach niegrzecznych dzieci, które przypisuje się Bebokom. Choć przypominają one skrzyżowanie Crittersów z Alfem, znakiem rozpoznawczym Beboków jest wielki pysk, ostre zęby i owłosione kopyta.

Wizualizacja Beboka – maskotka, która od lat wita gości na wejściu.
Była to dla mnie czwarta wizyta na konwencie i jak co roku w dobry nastrój wprawiały już na wejściu przepyszne babeczki, którymi częstowano gości przy stanowisku akredytacji. To zadziwiające jak małym nakładem pracy można wprowadzić miłą atmosferę poprzez zaoferowanie niewielkiego, ale smacznego poczęstunku. Mając formalności za sobą (a także kilka babeczek w żołądku) powędrowałem na drugie piętro. To tu znajdował się games room, stanowiący główne centrum atrakcji, a także kilka sal dla graczy, w tym jedna ze sceną, na której rozgrywane były tradycyjnie konkursy i quizy. Miejsca do grania było sporo i nie było chyba sytuacji, w której ktoś musiałby czekać na zwolnienie się stolika, choć przez większą część dnia obłożenie na salach było w miarę równomierne.
Atrakcje:
Na tegorocznym Beboku lista atrakcji była wyjątkowo długa. Przede wszystkim na konwencie pojawiło się wiele wydawnictw. Można było spotkać reprezentantów m.in. Granny, Egmontu, Thistroy Games, Lupo Art czy Games Factory, którzy przez dwa dni prezentowali swoje najnowsze gry i uczyli w nie grać wszystkich chętnych. Pozostałe gry można było wypożyczyć z ogromnej biblioteki, w której każdy, nawet najbardziej wybredny gracz, znalazł coś dla siebie. Wybór gier był bowiem bardzo zróżnicowany: od cięzkich euro i gier imprezowych po gry ameritrashowe oraz strategiczne, dla dzieci i dla starszych. Z ogromnej sterty gier powstał prawdziwy mur, zza którego ledwie widoczne były osoby obsługujące wypożyczalnię.
Jak co roku, na Beboku nie zabrakło także gier używanych, które tradycyjne można było zakupić na giełdzie prowadzonej przez ekipę z Przy Planszy. Na sprzedaż wystawiono ponad setkę gier w bardzo atrakcyjnych cenach, a większość z nich znajdowała się w doskonałym stanie – część nawet nie była rozfoliowana. Po drugiej stronie sali rozstawiono także stanowisko miejscowego sklepu z grami planszowymi, w którym można było zakupić w dużej mierze pozycje dla młodszych graczy z oferty wydawnictw Granna, Egmont i 2 Pionki. Jacek i Grzegorz tworzący ekipę Przy Planszy wzięli na siebie z kolei nie tylko giełdę gier używanych, ale także organizację Quizu wiedzy o Beboku i grach planszowych, podczas którego uczestnicy mogli zdobyć wiele nagród w postaci… a jakże, gier planszowych!
Program imprezy uzupełniały liczne turnieje. Było ich naprawdę sporo, o wiele więcej niż rok temu. Na przestrzeni dwóch dni, w trakcie których odbywał się Bebok odbyły się m.in. Eliminacje Mistrzostw Polski Neuroshima Hex, a także turnieje gier Marco Polo, Star Realms, Gorączki Podziemnej Mocy, Molkky, Nmbr9, Timeline: Polska, Imionki czy Sherlock Holmes. Uff, naprawdę było tego sporo i jestem pod wrażeniem sprawności z jaką organizatorzy konwentu obsługiwali kolejne konkursy i turnieje, których rozpiska przypominała rozkład jazdy pociągów – tak wiele ich było. Co rusz można było zobaczyć jakiegoś wolontariusza wędrującego to tu, to tam, nawołując graczy do zbliżających się konkursów.
Nie wszystkie jednak atrakcje cieszyły się równym zainteresowaniem odwiedzających. Podczas konwentu zaplanowano także kilka sesji RPG oraz grę typu LARP, aczkolwiek chętnych na ten typ rozrywki było niewielu. Być może spowodowane to jest coraz bardziej malejącym z roku na rok zainteresowaniem grami RPG na rzecz gier planszowych, a może po prostu program imprezy wypełniał ogrom innych, ciekawszych wydarzeń. W każdym bądź razie przestrzenie domu kultury przeznaczone na sesje RPG pozostały w dużej mierze niewykorzystane.
Strefa autorów:
Podczas tegorocznej edycji Beboka szczególnym zainteresowaniem cieszyła się strefa autorów. Odwiedzający mieli okazję spotkać w niej autorów gier, porozmawiać o tym, jak tworzą oni nowe gry, a także można było przetestować kilka interesujących prototypów wśród których znalazły się takie tytuły, jak Odyssey i Aarrr!2 od Lupo Art Games, Epic Naval Battles Michała Meisera oraz Bohaterowie z Harendell Przemka Klimaj. Swego czasu opisywałem te gry w relacji z Testowania Prototypów 2 i miło było mi ponownie spotkać znajome twarze i zobaczyć co zmieniło się w ich projektach przez ostatnie dwa miesiące.
Ostatnim, lecz nie mniej ważnym prototypem z jakim miałem styczność podczas konwentu były Minerały: Tajemnice Podziemnego Świata autorstwa Magdaleny Śliwińskiej – studentki 5-go roku Grafiki Warsztatowej na ASP w Katowicach. Magda od dzieciństwa interesowała się rysunkiem, a rozszerzony profil geograficzny w liceum do którego uczęszczała sprawił, że żywo zainteresowały ją tematy geologiczne. Tak zrodził się pomysł na Minerały – unikalną grę, w której gracze poruszają się po stworzonej z kilkudziesięciu plastikowych hexów planszy. W grze celem uczestników jest zbieranie określonych typów minerałów-hexów, a wszystko napędza bardzo prosta mechanika, która jednocześnie sprawia, że gra wbrew swej prostocie nie jest banalna.
Gra wykonana jest w minimalistycznym stylu. Niewielkie pudełko oraz większość elementów wykonano w kolorze bieli, który kontrastuje z pięknymi plastikowymi hexami. Przepełnia je feeria barw – przedstawiają one minerały tj. aurypigment, antracyt, turmalin arbuzowy, kyanit czy wreszcie wollastonit, każdy o innej wartości punktowej. Ruch po planszy dyktuje rzut kostką. Mechanika gry skrywa w sobie jednak kilka ciekawych smaczków, np. kart akcji czy kart specjalnego punktowania układów minerałów. Najważniejsze jest jednak to, że wraz z upływem czasu plansza gry zmienia się, a ograniczenia w sposobie ruchu pionków graczy sprawiają, że manewrowanie po niej wcale nie należy do łatwych. Można wręcz powiedzieć, że gra pozwala na taktyczne manewry, mające na celu wyeliminowanie przeciwników. Podczas rozgrywki plansza może bowiem podzielić się na kilka niepołączonych ze sobą obszarów, które dodatkowo stanowią odrębne poziomy. Wędrujący po nich gracze stają przed zwiększającym się z każdą turą wyzwaniem, a rozgrywkę wygra ta osoba, która na koniec uzbiera najwięcej punktów za zebrane podczas gry minerały.
Prototyp gry zrobił na mnie pozytywne wrażenie, a sama pani Magdalena obecnie poszukuje domu wydawniczego, który podjąłby się wydania gry. Wydaje mi się, że nie będzie szukała długo, gdyż Minerały: TPŚ bazują na sprawdzonej koncepcji prostych zasad gwarantujących sporą regrywalność. Gra ponadto jest kompaktowa, a przez to bardzo mobilna i może stać się ulubionym tytułem zabieranym na wyjścia do parku, wycieczki czy do lokalnej kawiarni z grami planszowymi. Nadaje się także zarówno do gry z najmłodszymi, jak i do taktycznych rozgrywek wśród wymagających dorosłych graczy. Ta elastyczność oraz schemat easy to learn, hard to master sprawia, że po tytuł ten będzie warto sięgnąć, gdy już ukaże się na rynku.
Wrażenia ogólne
Zaskakująco, pomimo sporej liczby odwiedzających, jak na tak małą imprezę, nie było tłoczno, a poziom hałasu w ogóle nie przeszkadzał w rozgrywkach, co jest częstą wadą niektórych większych konwentów. Duża ilość sal oraz obfitujący w różnorodne konkurencje plan imprezy zagwarantowały, że uczestnicy rozmieścili się w salach na obu piętrach, dzięki czemu panowały dogodne warunki do grania i naprawdę swojska atmosfera.
Po dwóch dniach obfitujących w wrażenia wróciłem do domu z zakupioną na giełdzie grą Sewer Pirats, którą niebawem zrecenzuję w sekcji 5-10-15. Sam konwent uważam za bardzo udany. Miło było znów zobaczyć wielu dawno niewidzianych przyjaciół, a także znajome twarze z zaprzyjaźnionych wydawnictw. Dwa dni weekendu spędzone na Beboku upłynęły jak z bicza strzelił, głównie za sprawą bardzo bogatego i sprawnie realizowanego przez organizatorów programu imprezy. Jak mało kiedy, mogę śmiało powiedzieć, że jeśli ktoś nie miał okazji dotrzeć na imprezę, ma czego żałować. Bebok pokazał, że drzemie w nim prawdziwie śląska iskra i na podstawie doświadczeń z poprzednich lat stwierdzam, że formuła konwentu w końcu się dotarła, a jej organizatorzy znaleźli równowagę pomiędzy ilością konkurencji, pokazów i innych atrakcji, które sprawiły, że był to jeden z najciekawszych konwentów tego roku, na który miałem przyjemność się wybrać. Dziękuję organizatorom za świetnie spędzony czas i cały worek pozytywnych wspomnień. Ochoczo zakreślam w kalendarzu datę kolejnej edycji i będę z niecierpliwością odliczał do niej dni!
Na koniec zapraszam do galerii zdjęć z wydarzenia:
Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, polubcie moją stronę na Facebooku.