El Gaucho – recenzja

El Gaucho trafił w moje ręce przypadkiem. Nie ukrywam, że nim kupiłem tę grę, nie robiłem żadnego reaserchu – ot znalazło się na koncie trochę grosza, dla którego jedynym słusznym przeznaczeniem była kolejna planszówka. Kupowałem szybko, pod wpływem chwili i pod wpływem wrażenia jakie zrobiła na mnie fajna grafika na okładce. Nie myślcie jednak, że kupowałem totalnie w ciemno. Po pierwsze gra pochodzi z linii wydawniczej Egmont Geek, w której ukazały się takie hity jak Concordia czy choćby Hansa Teutonica. Jednak za zakupem El Gaucho stało coś jeszcze, zupełnie nie związanego z Egmontem czy kilkoma złotówkami które paliły mnie w kieszeni.

Otóż już na wstępie muszę się Wam do czegoś przyznać. Jestem wzrokowcem i to nie tylko jeśli idzie o gry planszowe. Uwielbiam czytać książki i najchętniej zdejmuje z półki te, które zachęcą mnie okładką, uwielbiam filmy ze świetnym montażem i masą efektów specjalnych, a gry wideo z ładną grafiką znacznie częściej kręcą się w napędzie mojej konsoli niż ich brzydsze odpowiedniki. Nie inaczej jest z grami planszowymi – ładne komponenty, a w szczególności kolorowe, pobudzające wyobraźnie ilustracje są tym co przyciąga mnie jak magnes. El Gaucho już za samą okładkę dostało ode mnie pewien kredyt zaufania, a kiedy odwróciłem pudełko i zerknąłem na zajawkę dotyczącą zawartości, wiedziałem, że będzie tylko lepiej.

Do jakości wykonania zaraz wrócę, jednak bym nie zagalopował się zbyt daleko warto wrócić do samego tytułu gry i dwóch słów wyjaśnienia kim jest tytułowy El Gaucho. Tym mianem określa się południowoamerykański odpowiednik naszego, rodzimego pastuszka i jak się słusznie domyślacie gra w znacznej mierze oscylować będzie wokół przyziemnej, lecz jakże ważnej czynności jaką jest wypas bydła. Brzmi zachęcająco? Dla mnie niezbyt. Na szczęście nie zastanawiałem się nad tym gdy kupowałem grę.

 

Jest ładnie!

 

Pierwszym co rzuca się w oczy po otwarciu pudełka jest sporych rozmiarów plansza przedstawiająca pampę (czyli po naszemu pastwisko) oraz przyległe do niej budynki i tereny.

Muszę przyznać, że widywałem już wiele ładnych plansz – jak choćby tę do Epoki Kamiennej, Simurgha czy Pokoleń. Widywałem też te mniej udane jak choćby w Terra Mystica, Zamkach Burgundii czy Akademii Smoczych Wrót. Na szczęście ta w El Gaucho kwalifikuje się bezdyskusyjnie do pierwszej grupy. Świetna, ręcznie rysowana, miła dla oka, komiksowa kreska autorstwa Denisa Lohausena pełna jest smaczków i drobnych detali, które mogą umknąć podczas pierwszego kontaktu z grą. W pudełku prócz pięknej planszy znajdziecie też kafelki krów, których wypasanie i zbieranie stanowi sedno rozgrywki. W tym miejscu muszę nadmienić, że ilustracje na kafelkach trzymają równie świetny poziom, co plansza. Krowy wyglądają jak żywcem wyjęte z kreskówki, a ich pozy często przywołują uśmiech na twarzy.

W pudełku znajdziecie też kilka meepli wykrojonych tak by przypominały południowoamerykański pasterzy (mają wyraźnie zarysowane kapelusze), zestaw kostek oraz gadżet w postaci zagrody, gdzie wspomnianymi kośćmi będziemy rzucać.

Ten ciekawy element 3D na planszy przykuwa wzrok i każdy kto siadał do gry, a jeszcze nie miał z nią styczności zerkał podejrzliwie na górującą nad planszą zagrodę z wymalowanym na twarzy pytaniem “po co to?” Ciekawostka i bajer – może nie jest niezbędna ale sprawdza się wyśmienicie i z pewnością jest mega klimatyczna. Żeby dobrze podsumować wykonanie powiem tylko że moi znajomi dzielą się na tych, którzy chcą grać w “Grę z zagrodą”, “ładną grę o krowach”… no i są jeszcze tacy którzy pamiętają tytuł.

To jednak tylko pierwsze wrażenie i pewnie ciekawi was czy El Gaucho ma coś pozytywnego do zaoferowania poza nim?

 

Szybko i sprytnie

 

Zacznijmy może od tego, że gra o której dziś opowiadam to klasyczne euro, w którym przyjdzie Wam wcielić się w rolę hodowców bydła. Na swoich usługach posiadać będziecie kilku pasterzy, których, jak to w grach z motywem worker placement, możecie przeznaczyć do wykonania rozmaitych prac. Głównym źródłem punktów, które zadecydują o zwycięstwie jest pozyskiwanie krów i budowanie z nich stad. Krowy dzielą się na pięć różniących się kolorami gatunków. Gracze w toku rozgrywki pozyskują kolejne sztuki bydła i budują z nich stada zgodnie z przynależnością gatunkową – łaciate do łaciatych, czarne do czarnych itd. Żeby jednak nie było tak prosto każda krowa ma przydzieloną wartość od 1 do 12. Stado zawsze zaczynamy od pierwszej krowy (ok, nie było to specjalnie odkrywcze) i następne będziemy układać (zawsze!!) na prawo od niej. Dołączając kolejne mućki do stada musimy to robić zgodnie z jedną zasadą. Patrząc od prawej wartość kolejnych krów musi rosnąć lub spadać.  Żebyście dobrze mnie zrozumieli posłużę się przykładem. Jeśli pierwsza Wasza krowa z gatunku czarnych ma wartość 6 to kolejna może mieć wartości większą lub mniejszą. Dajmy na to, że uzyskaliście krowę o wartości 4. Wasze stado to dwie krowy ułożone kolejno 6,4. Kolejna krowa w tym stadzie będzie musiała mieć wartość mniejszą od 4. Co ważne możecie posiadać tylko jedno stado krów danej maści.

Zastanawia Was pewnie co stanie się jeśli uzyskacie krowę, która nie spełnia wspomnianego wcześniej wymagania? Dla przykładu,gdybyście zdobyli krowę o wartości 9 mając już stado złożone z dwóch – 6 i 4.  Po uzyskaniu takiej mućki musicie sprzedać wspomniane “dwu-krowowe” stado, zgarnąć za nie punkty, a tę o wartości 9 zostawić na polu gry by dała początek nowemu stadu. Podliczając punkty za pozyskane stado bierzecie pod uwagę krowę o najwyższej wartości i mnożycie tę wartość przez ilość bydła w posiadanym przez nas stadzie. W ten sposób za stado złożone z krów 6 i 4 uzyskałbym raptem 12 punktów. Domyślacie się zatem, że stado złożone z krów 1,2,12 będzie więcej wart niż to złożone z krów 2,3,4,5,6. Ta z pozoru prosta mechanika set-collection pozostawia nieco głębi do kombinowania, bo nie zawsze tylko od Was zależeć będzie kiedy zabierzecie daną krowę z pampy, ale o tym za chwilę.

El Gaucho stoi dwiema mechanikami. Jedna to wspomniany set-collection, druga to uwielbiany przez wielu worker placement z minimalną domieszką zarządzania kośćmi. Te dwa elementy są ze sobą połączone nierozerwalną więzią.

Gracz który zaczyna rundę wykonuje rzut wszystkimi kośćmi w obrębie zagrody. Następnie wybiera dwie z nich i na podstawie przedstawianych przez nie wartości może wykonać swoje akcje. Co zatem może zrobić? Może wykorzystać je by wstawić swojego Gaucha do jednej z lokacji specjalnych okalających pampę, lub umieścić Gaucha na samym pastwisku by przejął krowę, którą z czasem przeniesie do swojego stada.

By odnieść zwycięstwo konieczne jest pozyskiwanie krów. Zająć krowę można tylko wtedy kiedy gracz posiada kość, której wartość odpowiada tej nadrukowanej w lewym górnym rogu kafelka.

Co ważne możecie łączyć posiadane kostki by uzyskać pożądany wynik. Zawsze musicie posiadać dokładnie taką wartość jaka jest przedstawiona na kafelku – ni mniej, ni więcej.  Każda krowa ma też drugą wartość przedstawioną w prawym górnym rogu (jest ona zwykle o ponad połowę niższa). Jeśli nie stać was na postawienie Gaucha na krowie (czyli zapłacenie wyższej wartości), możecie go położyć, wtedy musicie oddać kostkę lub kostki odpowiadające mniejszej wartości. Jest to forma rezerwacji. By postawić leżącego Gaucha na krowie musicie ponownie zapłacić mniejszą wartość z prawego górnego rogu. Ta transakcja pozwala zapłacić mniej za krowę i zarezerwować do dwóch krów o znacznej wartości w rundzie, jednak zawsze kosztuje dwie kostki – dwie akcje.

Ciekawi was pewnie kiedy możecie przenieść krowy na swoje pole gry, tak by dołączyć je do stad?

Zacznijmy od tego, że krowy ustawione są na pampie w rzędach. Ustawiając je tam dokładacie kolejne mućki dopóki ich łączna wartość nie stanie się równa lub większa od 20. Jeśli na koniec rundy na każdej krowie w rzędzie znajduje się Gaucho, gracze zabierają te krowy na których pasterze stoją. Leżący Gauchowie zostają na pampie razem z krowami. Następnie musicie uzupełnić rząd zgodnie z zasadą by suma wartości krów była większa bądź równa 20. W ten sposób toczy się gra aż nie wyczerpiecie puli krów.

Wspomniałem, że pastwisko nie jest jedynym miejscem gdzie możecie umieszczać swoich Gauchów. Okalające pampę zabudowania świetnie niwelują losowość wynikającą z kości jak również zwiększają wachlarz naszych akcji w kolejnych rundach. Każdemu z miejsc odpowiadają wartości na kościach.

Trzy lokacje, takie jak sprzedawca bydła, rodeo czy sortownia posiadają przedział od 1-3, z kolei złodzieje bydła, nadzorca i step to odpowiednio 4, 5, 6. Byście dobrze zrozumieli ich działanie pozwolę sobie na krótki opis:

  • sprzedawca bydła – pozwala sprzedać stado bez konieczności dokładania “niepasującej” krowy – dodatkowo zarabiacie na tym 5 peso

  • rodeo – daje wam dodatkową kość o dowolnej wartości w przedziale 1-6

  • sortownia bydła – pozwala umieścić krowę, której wartość nie pasuje do stada na właściwym miejscu, np: kiedy posiadacie już krowy o wartościach 5 i 10, a uzyskacie taką o wartości 7 nie musicie sprzedawać całego stada, a dzięki akcji sortowni możecie umieścić ją na odpowiednim miejscu tworząc ciąg 5,7,10.

  • złodzieje bydła – pozwala zabrać dowolną krowę przeciwnikowi

  • nadzorca– pozwala postawić dwóch swoich leżących Gauchów lub wymienić jednego leżącego Gaucha przeciwnika na własnego i to stojącego.

  • step – na tym polu akcji zawsze muszą znajdować się 4 zakryte kafelki krów. Gracz może dobrać jeden dowolny kafelek, umieścić go na pampie i postawić na nim swojego Gaucha lub wybrać dwa o wartości łącznej mniejszej niż 5.

 

Żadnego z powyższych pól nie można wykorzystać w tej samej rundzie w której umieściliście tam Gaucha, dlatego też swoje ruchy powinniście zaplanować z rozwagą i mieć pomysł nie tylko na obecną ale i przyszłą rundę. Teoretycznie można podczas całej gry nie korzystać z wymienionych lokacji i odnieść zwycięstwo, jednak ich użycie wyraźnie zwiększa kontrolę nad losowością jaką wprowadzając kości, jak również może dodać wielu smaczków rozszerzających wachlarz dostępnych strategii. Dla przykładu Gaucho umieszczony na rodeo (wynik 1-3), pozwoli Wam przekuć niski wynik na kości w dowolny jaki sobie zażyczycie. Z kolei sortownia pozwala stale powiększać stado budując naprawdę okazały mnożnik.

Skoro w każdej rundzie gracz ma do wykonania dwie akcje (w wyjątkowych sytuacjach trzy – jeśli w poprzedniej rundzie ułożył swojego Gaucha na rodeo) to nietrudno się domyślić, że rozgrywka płynie naprawdę szybko – oczywiście jak na euro. Dzięki temu, nawet gracze skłonni do generowania downtime`u nie będą przesadnie opóźniać rozgrywki. Nie myślcie jednak, że El Gaucho jest grą płytką. Tak naprawdę w każdej rundzie macie sporo decyzji mimo zaledwie dwóch akcji opartych na losowych kościach.

Nie kłuje Was to w ucho? Od paru chwil zachwycam się euro-sucharkiem, w którym wszystko opiera się na dwóch kościach, których nie można zostawić na później, nie można przerzucać… Dla niektórych moje słowa brzmią pewnie, jakby należały do miłośnika gier ameri, który dopiero zorientował się, że istnieją inne pozycje. Nie dajcie się temu zwieść. ten system kości naprawdę dobrze tu pasuje, a co ważne sprawia, że gra nie przypomina arkusza kalkulacyjnego, za pomocą którego już od pierwszej rundy można z powodzeniem zaplanować swoją strategię. Napis na pierwszej stronie instrukcji głosi “taktyczna gra dla 2-4 graczy” i trudno odmówić mu słuszności. Choć słowo kości kojarzy się z dużym poziomem losowości, to w przypadku El Gaucho jest on zdecydowanie stonowany, z jednej strony dając świeżość przy każdej rozgrywce, z drugiej nie przeszkadzając w planowaniu, przez co nie macie wrażenia by to kości decydowały o waszych ruchach.

 

Gracz graczowi krowę ukraść może

 

Wiecie już o mnie, że jestem wzrokowcem. Poza tym muszę się również przyznać, że przez długi czas byłem maniakiem gier video. Pewnie byłoby tak do dzisiaj, ale z czasem zaczęło mi w owych grach brakować drugiego gracza. Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że istnieje internet, multiplayer czy gry MMO. Gracz ukryty gdzieś za barierą internetu nie jest jednak tym samym co gracz z którym siedzisz na jednej kanapie i prócz interakcji w samej grze wytwarza się między wami coś jeszcze. To, co zniknęło z gier wideo oddały mi gry planszowe. Domyślacie się pewnie, że cenię interakcję między graczami. Nie musi być negatywna, ważne żeby była. El Gaucho również pod tym względem mi spasował.

Z początku wydawać się może, że bliżej tej grze do spokojnego pasjansa. Wskazują na to choćby pola specjalne dokoła pampy, które mają wydzielone miejsca dla każdego gracza. Dzięki temu nie znajdziecie tu podobnego aspektu co w Agricoli, czyli sytuacji, w której ktoś zajmie wam akcję, którą chcieliście wykonać. Ponadto kości, którymi co rundę rzuca pierwszy gracz, jest zawsze dwa razy tyle co graczy +1. Dlatego nawet ostatnia osoba w rundzie nie jest skazana na dwie kości, których nikt inny nie chciał. Pozostałe aspekty w grze wymagać będą od Was nieco przepychania się na planszy… i poza nią. Zacznijmy od pozyskiwania krów – musicie być szybcy i rozważnie planować ruchy by pozyskiwać te, na których Wam zależy, ale też te, które są aktualnie w Waszym zasięgu. Wiadomym jest, że wszyscy polują na krowy o wysokich nominałach gdyż to one zapewnią okazały wynik przy sprzedaży stada.

Tym co od razu chwyciło mnie za serce to aspekt iście negatywnej interakcji. Odpowiadają za niego dwie lokacje specjalne, dzięki którym możecie napsuć pozostałym graczom nieco krwi. Za sprawą złodziei bydła możecie ukraść i dołączyć do swojego stada wybraną krowę, która do tej pory znajduje się w stadzie innego gracza. Z kolei nadzorca pozwala namieszać na pampie i zastąpić Gaucha innego gracza, który leży na krowie Waszym Gaucho. W obu przypadkach wasz przeciwnik otrzymuje rekompensatę w postaci punktów równych wartości krowy. Jednak nie miejcie złudzeń, ta rekompensata stanowi niewielkie zadośćuczynienie za zepsuty plan.

Widzicie zatem, że przez cały czas musicie się mieć na baczności, rozważnie podchodzić do wykonywania ruchów, brać te kości, które przysłużą się Wam najlepiej, ale też te, które nie pozwolą przeciwnikom zbytnio się rozhulać.

 

Czym zatem jest El Gaucho?

 

El gaucho to szybkie Euro, w którym umiejętnie wykorzystano zarządzanie losowością. Stanowi świetną grę wprowadzającą w świat nieco bardziej zaawansowanych planszówek. Zwykle kiedy wprowadzam nowych graczy, którzy mieli już za sobą przygodę z Carcassonne, udało im się ułożyć kilka tras w Ticket to Ride, a chcą spróbować czegoś więcej – wyciągam El Gaucho. Jest na tyle proste, że zasady da radę wytłumaczyć podczas rozkładania gry, a przy tym jest na tyle wdzięczne, że umie połaskotać mózg. Nie obawiajcie się, kończąc rozgrywkę nie będzie Wam parowała głowa i wiem, że niektórzy mogą to potraktować jako zaletę, a inni jako wadę. Oceniając El Gaucho z pewnością należy brać pod uwagę, że gra została zaprojektowana by pasować do niskiej “kategorii wagowej” i tam sprawdza się rewelacyjnie. Wśród graczy, którym pokazałem tę grę nikt się od niej nie odbił.

Zasady gry są dobrze zrównoważone, pola specjalne są dobrze zbalansowane i na przestrzeni wielu rozgrywek nie zdarzyło się by którekolwiek okazało się wyraźnie lepsze, albo jeden z graczy wpadł na strategię, która lepiej niż inne prowadzi do zwycięstwa.

Gra dobrze się skaluje i nigdy nie czuć by było zbyt ciasno lub zbyt swobodnie. Zarówno na dwóch, trzech jak i czterech graczy czuć wyzwanie. W każdej konfiguracji dostaniecie do dyspozycji inną ilość Gauchów i krów jakie możecie pozyskać z pampy. W tym miejscu pozwolę sobie na chwilę wrócić do wspomnianych wcześniej smaczków jakie ilustrator zmieścił na planszy. Większość ma pomóc zapamiętać do czego służą konkretne lokacje, ale też przypomnieć ile pól na pampie wykorzystujemy w rozgrywkach ze zróżnicowaną liczbą graczy. Pan Denisa Lohausena umiejętnie wykorzystał tu rzekę, która płynie przez pastwisko i wyraźnie odgradza pola wykorzystywane w rozgrywce dla 2,3 i 4 graczy. Miły detal.

Skoro napisałem już o tym, że jestem wzrokowcem oraz o tym, że lubię interakcję między graczami to byście lepiej mnie poznali, dorzucę coś jeszcze o sobie. Lubię kiedy klimat w grze nie jest doklejony, a wszystko – od ilustracji, przez elementy a na mechanikach kończąc, sprawia że czuję go wyraźnie i nic nie wydaje się wyrwane z kontekstu. El Gaucho doskonale (oczywiście na poziomie gry Euro) łączy klimat z mechaniką. Nie mamy tu do czynienia z sucharkiem, lecz z grą gdzie każda akcja jest łatwa do wyobrażenia. Nie zbieramy kryształków i w cudowny sposób nie zmieniamy ich w pieczone ryby, które koniec końców są naszymi punktami. Wyraźną zasługę mają przy tym same grafiki, które pomagają idealnie wczuć się w klimat i ani przez chwilę nie pozwalają zapomnieć o tym, że jesteśmy na pastwisku i kompletujemy stada jak najokazalszych krów.

Cena w większości sklepów oscyluje wokół 120-130 złotych, na rynku wtórnym i niektórych wyprzedażach można dostać ją za połowę tej ceny. Osobiście uważam, że jest ona warta ceny jaką zażyczył sobie za nią wydawca, a jeśli uda się Wam ją znaleźć poniżej 100 zł, nie wahajcie się i dajcie temu tytułowi szansę, gdyż radocha ze sprzedawania krów, wynagrodzi Wam każdą wydaną złotówkę z nawiązką.

Czy mogę się do czegoś przyczepić? Jeśli przeczytaliście moją recenzję, a nie jedynie przescrollowaliście tekst do tego miejsca, to zapewne domyślacie się, że minusów w przypadku El Gaucho musiałbym szukać na siłę. Niektórych zaboli obecność losowości w grze Euro, inni uznają, że skoro kupili Euro to musi im wykręcić mózg na druga stronę, jednak ja, jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to chyba tylko do tego, że dla planszowych weteranów ta gra będzie zbyt długa na filler, lecz jednocześnie zbyt krótka by stanowić punkt kulminacyjny całego wieczoru. Świetnie sprawdza się jednak jako bardziej rozbudowany tytuł jeśli chcecie zagrać, a nie macie więcej niż 90 minut.

 

– okiem Custodiana –

W El Gaucho zagrałem po raz pierwszy w okolicach 2015 roku i już wtedy gra wydała mi się dosyć nietypowa pod kilkoma względami. Przede wszystkim, oprawa graficzna Dennisa Lohausena (ilustratora takich tytułów jak Projekt Gaja, Marco Polo czy Hansa Teutonica) nadaje jej wyrazistego wyglądu gry przeznaczonej dla młodszych odbiorców. Kreska pana Lohausena jest dosyć charakterystyczna i jeśli można coś powiedzieć o jego stylu to na pewno to, że pod fasadą ilustrowanych przez niego gier skrywają się na ogół interesujące i bardziej zaawansowane gry, niż można by sądzić na pierwszy rzut oka.

Nie inaczej jest z El Gaucho. Nie jest to prosty tytuł o kolekcjonowaniu krówek. Sprytnie powiązane, acz proste mechanizmy sprawiają, że zasad gry można nauczyć w niecałe 10 minut. W trakcie rozgrywki trwającej na ogół ok. godziny za pomocą wyboru akcji w oparciu o dostępne na rodeo kostki, gracze będą jednak postawieni przed sporym wachlarzem opcji. Począwszy od elementów kontroli terenu na pampie, gdzie kładąc swoje pionki będą rywalizować o znajdujące się tam krowy, po akcje z ranczo, które zapewniają dodatkowe sposoby (nie rzadko negatywnej) interakcji pomiędzy graczami. Tu właśnie właśnie pojawia się drugi aspekt nietypowości El Gaucho, ponieważ gra oferuje możliwość realizacji strategii, które mogą prowadzić do zwycięstwa niezależnie od poziomu zaawansowania gracza. Możemy skupić się na pozyskiwaniu najlepiej punktujących krów, albo realizować swoją strategię wielotorowo w oparciu o programowanie przyszłych akcji z ranczo (te wykonujemy zawsze w następnej turze, po umieszczeniu tam naszego pionka). Zapewnia to odpowiedni poziom satysfakcji dla zarówno mniej zaawansowanych graczy jak i tych, którzy mają więcej rozrywek za pasem.

El Gaucho jest więc grą w którą spokojnie mogę zagrać zarówno ze znajomymi jak i siedmioletnim synem, który nota bene ograł mnie i swoją mamę w pierwszej rozgrywce tego roku wynikiem odpowiednio 290 do 222 i 202. Dodatkowym atutem rozgrywki jest niewątpliwie wyczuwalny klimat na który składa przyjazna dla oka grafika i trójwymiarowy element w postaci pełniącej rolę wieży do kości zagrody.

W pełni zgadzam się z Pawłem, że El Gaucho stanowi dobry wybór na „następny krok”, ale też warto o tej grze pamiętać w kontekście lekkiej rodzinnej rozgrywki na weekend. Ze swojej strony zdecydowanie ją polecam 🙂

 

PLUSY:

  • Świetna oprawa graficzna i gimmik w postaci zagrody na kości.
  • Mechanika przyjazna nowym graczom, jednak nie pozbawiona głębi.
  • Spora regrywalność.
  • Szybka rozgrywka.
  • Łatwe do wytłumaczenia zasady.
  • Wyraźnie wyczuwalny klimat.

 

MINUSY:

  • Drak przełomowych mechanik.
  • Dla wytrawnych graczy zbyt krótka by uznać ją za danie główne.

 


Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, zajrzyjcie koniecznie na moje fanpage’e na: