W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku – recenzja gry Space Ship Omega

Odgłosy naszych kroków odbijały się echem po pustych korytarzach S.S. Omegi. Przybywając z misją ratunkową spodziewaliśmy się problemów, może nawet ofiar śmiertelnych wśród załogi. Wkroczywszy na pokład nie zastaliśmy jednak nikogo poza ciemnymi, opuszczonymi w pośpiechu pomieszczeniami oraz otaczającym nas zewsząd chłodem i mrokiem. Po załodze nie pozostał ani jeden ślad, a na próby wywołania kogokolwiek odpowiada tylko główny komputer Omegi – sztuczna inteligencja, która zarządza statkiem, gdy załoga pogrąży się w hibernacji na czas lotu. Być może od niego dowiemy się jaki los spotkał załogę…

Space Ship Omega to trzymająca w napięciu gra semi-kooperaycyjna w klimatach survival horroru, której akcja rozgrywa się na pokładzie opuszczonego statku kosmicznego. Jego pierwotną, niezwykle ważną dla ludzkości misję przerwało nagłe wezwanie o pomoc. Wkrótce po tym wszelki kontakt z załogą statku urwał się. Kilka lat później dociera do niego wysłany z Ziemi statek ratowniczy. To właśnie w członków tej misji ratowniczej przyjdzie wcielić się od 1 do 6 graczom w wieku od 14 lat wzwyż, którzy na przestrzeni trwającej ok. 60-75 minut rozgrywki będą starali się odkryć, co stało się z oryginalną załogą. Wkrótce po wkroczeniu na pokład okaże się jednak, że niebezpieczeństwo zagraża także ratownikom. Licząc się z kończącym się w zatrważającym tempie zapasem tlenu gracze będą musieli rozwikłać zagadkę zaginionej załogi, nim podzielą jej los.

 

S.S.O. to najnowsze dzieło Glenna Forda, współautora Gaslands gry figurkowej rozgrywającej się w realiach post apokaliptycznych. Tym razem jednak autor zabiera nas w daleką otchłań kosmosu, gdzie na wzór filmu Ukryty Wymiar (Event Horizon) gracze, jako członkowie ekipy ratowniczej umieszczeni zostaną w czeluściach opuszczonego statku. Co gorsza, statku, którego poprzednia załoga zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Wraz z narastającym zagrożeniem, uczestnicy rozgrywki starali się będą przezwyciężyć kolejne wyzwania, podejmując mające ogromne znaczenie decyzje w celu wykonania różnego rodzaju misji, których celem jest doprowadzenie feralnej misji Omegi do końca. Jednakże, jak przystało na survival horror, nie wszystkim będzie dane dotrwać do końca…

 

Jednym z założeń projektowych, jakimi kierował się autor było połączenie napięcia i otoczki grozy towarzyszącej graczom przez całą rozgrywkę z kompaktowym rozmiarem gry i minimalistycznym podejściem do komponentów, pozwalającym na jej szybkie rozłożenie i rozgrywkę właściwie w każdym miejscu. Gra mieści się w niewielkich rozmiarów pudełku, które bez problemu zmieścimy nawet w niewielkiej męskiej listonoszce czy kieszeni marynarki. Jej główne komponenty stanowią karty i garść żetonów. Te pierwsze, wykonane ze sztywnej tektury o gładkiej powierzchni dzielą się na kilka rodzajów: talię kart członków załogi, karty aktywacji, wyzwania danego scenariusza i związane z nim misje, a także karty pomocy i karty z których składa się sam statek. Szata graficzna za którą odpowiada ilustrator Henry Peters przywodzi na myśl obraz wyświetlany na starych ekranach monitorów, co przy pierwszym kontakcie z grą skojarzyło mi się momentalnie z grą Fallout, w której także panowała podobna, retro-futurystyczna oprawa wizualna.

 

Żetony z kolei służą do zaznaczania pozycji poszczególnych członków załogi na pokładzie statku, poziomów powietrza (w zbiornikach ogólnych Omegi jak i w kombinezonach postaci graczy) oraz morale uczestników wyprawy. Niestety, już na starcie muszę zaznaczyć iż żetony stanowią najsłabiej wykonany element gry. Pomimo tego, że wykonano je z grubej, 2mm tektury, część żetonów za pomocą których zaznacza się statystyki postaci kompletnie się do tego celu nie nadaje. Są zbyt duże jak na tory statystyk mieszczące się na kartach, przez co nie mieszczą się na nich. Na domiar złego, otwór wewnątrz żetonów jest zbyt mały aby było dobrze widać wartość, którą żeton ma wskazywać. Z tego powodu bardzo szybko zastąpiłem te żetony kostkami z gier euro, które okazały się bardziej praktycznym rozwiązaniem.

 

Kolejnym elementem, który pozostawia wiele do życzenia okazała się instrukcja z zasadami, która przysporzyła mi nie lada kłopotu przy nauce gry, ale więcej o tym napiszę już przy podsumowaniu wrażeń z rozgrywki.

 

Śluza zabezpieczona, ciśnienie wyrównane. Możemy wejść na pokład.

W zależności od liczby uczestników zabawy, w trakcie rozgrywki każdy gracz będzie kierował poczynaniami jednego lub kilku załogantów z pośród członków ekspedycji ratunkowej. Do tego celu, każdemu uczestnikowi rozgrywki należy losowo przydzielić kartę postaci wraz z pasującym do niej znacznikiem. W pierwszej kolejności rozlosowane powinny zostać karty członków załogi dowodzenia, następnie pozostałym graczom rozdawani są zwykli członkowie załogi. Każdy z graczy dostaje także po jednej dodatkowej karcie postaci, którą na razie pozostawia zakrytą. Na karcie naszego załoganta zaznaczamy następnie początkowe wartości morale i poziomu tlenu w kombinezonie (odpowiednio 4 i 0).

 

S.S. Omega w całej swej okazałości.

Następnym krokiem jest przygotowanie samego statku. Składa się on z kilku kart ułożonych w odpowiedniej konfiguracji, opisanej w instrukcji. Karty są obustronne, po jednej stronie zawierają „jasne” (czyt. aktywne) pomieszczenia wraz z opisem akcji, jakie są w nich dostępne, a po drugiej „ciemne” lub inaczej nieaktywne wersje. Karty układamy aktywną stroną do góry, pamiętając aby drzwi z jednego pomieszczenia łączyły się z kolejnym. Po ukończeniu nasz statek składać się będzie z kart przedstawiających panele słoneczne, gondole oraz moduły podczepione do głównego korytarza. To właśnie w nim gracze umieszczą swoje znaczniki postaci. Pozostaje jeszcze potasować talię wyzwań i rozłożyć sześć kart misji danego scenariusza, a wraz z wykonaniem tej ostatniej czynności… jesteśmy gotowi do gry!

 

Cel misji

Celem graczy jest przetrwanie na statku wystarczająco długo, aby wykonał on swoją misję, która jest w jakiś sposób ważna dla ludzkości. O co dokładnie chodzi? Nie wiadomo, gdyż zarys fabularny pozostaje wyjątkowo skąpy w zakresie doprecyzowania o jaką misję chodzi. Jedno co jest pewne, to że akcja gry rozgrywać się będzie zawsze na pokładzie S.S. Omegi, natomiast fabuła jak i zasady rozgrywki będą nieznacznie zmieniać się w zależności od scenariusza. W ramach kampanii na Kickstarterze, poza podstawowym scenariuszem, który inspirowany jest filmem 2001: Odyseja Kosmiczna, odblokowała się jeszcze jedna przygoda, inspirowana tym razem filmem Sunshine Danny’ego Boyle’a. W pierwszym scenariuszu przyjdzie nam stawić czoła zbuntowanemu AI statku. W tym drugim z kolei załoga statku ratunkowego stawi czoła szaleńcowi próbującemu ich zgładzić, a który okaże się być oryginalnym kapitanem S.S. Omegi. W praktyce zabawa przekłada się jednak na to, że podczas każdego scenariusza gracze muszą przetrwać na tyle długo, aby skończyły się karty w talii wyzwań, która zawiera ich aż 24 sztuki. Wyzwania jak i powiązane z nimi misje tworzą zamkniętą opowieść, pozwalającą graczom przeżyć inną historię przy każdej kolejnej rozgrywce.

 

Zasady w pigułce

Gra rozgrywana jest na przestrzeni kilkunastu rund, z których każda dzieli się na trzy fazy: aktywacji, kontroli oraz wyzwań, okazjonalnie przeplatających się z fazą śmierci, którą rozgrywa się poza kolejnością, ilekroć zginie jeden z załogantów. Nie zagłębiając się w szczegóły, fazy przebiegają następująco:

Faza aktywacji: Każdemu z załogantów przydziela się po jednej karcie aktywacji (te z niebieskim rewersem), za pomocą których programuje się ich ruch na daną rundę. Po odsłonięciu kart każdy z załogantów ma możliwość wykonania przedstawionej na karcie akcji lub odrzucenia jej i spasowania bez wykonania ruchu. Alternatywnie, dany załogant może przemieścić się na dowolne inne pole wewnątrz statku, gdzie znajduje się inny członek załogi, a następnie odrzuca się karty aktywacji obu z nich, bez ich rozpatrywania.

Faza kontroli: W trakcie tej fazy aktywują się wszystkie „automatyczne” efekty na kartach statku i postaci. Warto także zadbać o towarzystwo podczas wędrówek po tym mrocznym statku, ponieważ jeśli któryś członek załogi przebywa w tej fazie sam w pomieszczeniu, a jego poziom morale równy jest zeru, postać ta ginie. W dalszej części uszczupla się także poziom powietrza na statku i rozpatruje akcje graczy. Ostatnią czynnością jest sprawdzenie warunków sukcesu lub niepowodzenia trwających aktualnie misji, w których realizacji biorą udział członkowie załogi.

Faza wyzwań: Rozpoczynamy od wyłączenia wszelkich pomieszczeń sąsiadujących z nieaktywnymi panelami słonecznymi (odwracamy te karty na „ciemną” stronę). Następnie gracze stawią czoła nowej karcie wyzwania, którą należy dobrać z talii kart z czerwonym rewersem. Następstwem wyzwań najczęściej jest utrata tlenu lub morale załogi. W zależności od scenariusza mogą także ulec wyłączeniu niektóre z pomieszczeń na statku, co doprowadzi do śmierci znajdujących się w nich postaci (członkowie załogi nie mogą nigdy znajdować się w lub korzystać z nieaktywnych pomieszczeń). Drugą cechą wyzwań jest to, że często aktywują one konkretną misję. Gdy do tego dojdzie, gracze na podstawie głosowania przydzielą do realizacji danej misji odpowiednią liczbę członków załogi (tych, którzy głosowali „za”) lub zdecydują się jej nie realizować, w wyniku czego karta misji zostanie na powrót odwrócona rewersem do góry. Dodatkowo w tej fazie gry rozpatrywane jest zwycięstwo lub przegrana w grze.

Faza śmierci: Opcjonalna faza, którą rozgrywa się natychmiast po danym kroku innej fazy, w którym zginął jeden lub więcej załogantów. Śmierć skutkuje zawsze obniżeniem morale innych członków załogi oraz wprowadzeniem do gry nowej postaci, wybudzonej ze snu kriogenicznego (czyli wprowadzeniu do gry jednej z dodatkowych postaci rozdanych graczom podczas przygotowania do rozgrywki).

Po zakończeniu fazy wyzwań gracze przechodzą od nowa do fazy aktywacji i tak w kółko, aż osiągnięty zostanie warunek zwycięstwa (brak kart wyzwań w talii) lub przegranej (brak żywych członków załogi w fazie wyzwań).

 

Wrażenia z rozgrywki

Gra S.S. Omega została wydana w oparciu o finansowanie społecznościowe na platformie Kickstarter, gdzie była reklamowana jako mikro-gra o dużym potencjale fabularnym w zamian za skromne 10.00 GBP. W przypadku podobnych produkcji na tej platformie na ogół na dwoje babka wróżyła. Albo trafi się gniot i zmarnujemy „dychę” albo w nasze ręce trafi perełka w którą będziemy się zagrywać długimi, zimowymi wieczorami. Na szczęście S.S.O. zalicza się do tej drugiej kategorii, choć bardziej niż perełką nazwałbym tę grę nieoszlifowanym diamentem, bowiem znalazło się w niej kilka rzeczy które mi się nie spodobały. Ale po kolei.

S.S.O. to przede wszystkim gra semi-kooperacyjna pełną gębą. Gracze kontrolują w niej archetypy bohaterów. Nie zastaniemy tu żadnej nazwanej z imienia postaci, tylko role tj. botanik, specjalista od komputerów, kapitan, astronauta etc. Zabieg ten ma na celu zapobiec podświadomemu przywiązywaniu się graczy do kierowanej przez nich postaci, gdyż ta najprawdopodobniej umrze nim rozgrywka dobiegnie końca! Śmierć w tej grze następuje dosyć często i choć wiąże się z negatywnymi skutkami dla pozostałych członków załogi, bohaterowie są jedynie środkiem do osiągnięcia celu. Po śmierci naszej postaci, wrócimy do gry z zapasową, którą otrzymaliśmy w trakcie przygotowania do rozgrywki. Pojawią się jednak sytuacje, w których wręcz wymagane będzie od graczy poświęcenie się dla dobra ogółu, nierzadko nawet w ramach spełnienia warunków misji. Pomyślna realizacja misji z kolei przekłada się bezpośrednio na zwycięstwo, gdyż najczęściej nagrodą za ich ukończenie będzie możliwość odrzucenia kilku dodatkowych kart z talii wyzwań, co przybliży graczy do wygranej. Nie rzadko też, w ramach nagrody uda się odzyskać nieco powietrza w zbiornikach, co z kolei pozwoli graczom powalczyć nieco dłużej.

Sam tlen stanowi drugi, po talii wyzwań zegar odmierzający czas gry. Rozpoczynamy rozgrywkę z zapasem wystarczającym na 12 rund, czyli mniej więcej połowę czasu potrzebnego na przejście przez talię wyzwań. Postacie mogą również korzystać z tlenu w swych skafandrach, aczkolwiek w scenariuszach, które otrzymujemy z grą żaden z członków załogi nie posiada na początku gry tlenu w swym osobistym zapasie. Wszyscy zmuszeni są więc do korzystania z ogólnodostępnego powietrza na statku. Z góry stawia to graczy w sytuacji w której będą musieli starać się wyprodukować więcej tlenu lub konserwować zapas w każdy możliwy sposób, nawet za cenę życia pozostałych członków załogi. Otwiera to całkiem spory wachlarz decyzji, przed jakimi będą postawieni gracze i część rozgrywki będzie oscylowała wokół dyskusji nad stołem związanych nie tylko z realizacją kolejnej misji (o tym, czy iść na misje gracze decydują na drodze głosowania) ale także tego, kogo wpakować do komory hibernacyjnej, aby zaoszczędzić odrobinę tlenu dla pozostałych członków załogi. Lojalność i duch kooperacji zostaną jednak wystawione na próbę podczas ostatnich kilku rund gry, gdy wiadomo już będzie, że nie dla wszystkich starczy powietrza. To właśnie wtedy, pomimo pojawiających się ciągle kryzysów ze strony scenariusza, największym niebezpieczeństwem dla naszych bohaterów staną się pozostali członkowie załogi. Ostatnie rundy będą świetnym testem charakteru – czy ktoś poświęci się dla dobra ogółu, czy kierowany instynktem przetrwania poświęci kogoś innego? Koniec końców, grę można wygrać albo wspólnie, jeżeli przeżyje więcej niż jedna postać albo w pojedynkę. W tym pierwszym wypadku instrukcja podaje formułę podliczenia punktów, których suma pozwoli odczytać odpowiednie zakończenie, mieszczące się w książeczce z zasadami. W przypadku wygranej w pojedynkę, zwycięzca po prostu będzie mógł czuć zadowolenie z faktu dotrwania do końca gry.

Pomimo swych niewielkich rozmiarów i nielicznych komponentów, S.S. Omega oferuje naprawdę solidną mechanikę i bardzo ciężkie wybory, idące do pary z fabułą, która rozwija się z ogromnym napięciem. Gra czerpie klimat całymi garściami z najlepszych horrorów i filmów sci-fi rozgrywających się w czeluściach kosmosu i widać to podczas rozgrywki. Podczas jednej z rozgrywek, wytyczne misji wymagały umieszczenia po jednym załogancie na każdym z paneli słonecznych na zewnątrz statku. Zrządzeniem losu, gdy tylko załoganci znaleźli się poza statkiem, kolejna dociągnięta karta wyzwania nakazała wyłączyć pomieszczenie śluzy, co w efekcie finalnym odcięło znajdujących się na zewnątrz załogantów od drogi powrotnej i skazało ich na powolną śmierć przez uduszenie. Momentalnie przypomniała mi się scena z Odysei Kosmicznej, w której HAL 9000 odmówił wpuszczenia na pokład astronauty Davida Bowmana. Komputer S.S. Omegi zdecydowanie podpatrzył ten numer od swojego starszego kolegi HAL’a. Ostatecznie śmierć tych członków załogi nie powstrzymała nas przed wygraniem scenariusza, ale zwycięstwa doczekała jedynie dwójka załogantów, którzy całkowicie pozbawieni morale, trzęśli się ze strachu siedząc razem w ostatnim działającym pomieszczeniu i wdychając pozostałe na statku resztki tlenu… Było to dla nas niezwykle satysfakcjonujące zakończenie, po długich zmaganiach z psującymi się systemami statku i jednocześnie scena końcowa, która byłaby także godnym zakończeniem niejednego horroru.

Rozgrywka w S.S. Omega przypomina ciągłe gaszenie pożarów, a efektywne radzenie sobie z tym zadaniem wymaga koordynacji wszystkich postaci i ciągłego reagowania na kolejne wydarzenia. Różnorodności nie brakuje, ponieważ regrywalność grze zapewnić mają kolejne scenariusze. Jak już wspomniałem, w ramach kampanii na Kickstarterze odblokowany został także drugi scenariusz, w którym nasi bohaterowie stawią czoła oryginalnemu kapitanowi Omegi, który postradał zmysły i w trakcie rozgrywki będzie próbował wymordować naszą załogę jeden po drugim. Scenariusz ten bardzo mi się spodobał, ponieważ w odróżnieniu od poprzedniego, w którym członkowie naszej ekipy ratowniczej starali się być w każdym możliwym miejscu naraz, tutaj musieli wykazać się bardziej metodycznym podejściem i ostrożnością. Szalony kapitan zabije bowiem każdego samotnego załoganta na koniec rundy w związku z czym, gracze efektywnie są ograniczeni do poruszania się dwójkami, co utrudnia realizację misji, nie wspominając o skłonności szalonego kapitana do otwierania śluz, przez które ze statku ulatuje ciągle cenne powietrze. Zgodnie z zapewnieniem wydawcy, mające się ukazać w przyszłości dodatkowe scenariusze wprowadzą kolejne przepełnione grozą przygody jak i zmiany w mechanice gry, które w jeszcze większym stopniu urozmaicą rozgrywkę i zwiększą regrywalność tego tytułu.

Czy jednak tak się stanie, czas pokaże. Gra odniosła bowiem średni – jak na Kickstarter – sukces i w ramach oryginalnej kampanii udało się odblokować tylko jeden z szeregu dodatkowych scenariuszy. Jednym z powodów tego stanu rzeczy okazała się koncertowo schrzaniona instrukcja, w której zasady zostały objaśnione w tak horrendalny sposób, że niewiele brakowało, a nigdy nie zasiadłbym do ogrywania tej gry pod niniejszą recenzję. Przez blisko miesiąc naprzemiennie wracałem do lektury zasad, aby ponownie odłożyć grę na półkę. Wydawca tłumacząc się niewielką ilością miejsca, zamieścił w instrukcji coś, co w najlepszym wypadku można nazwać skróconym opisem zasad. Prawda jest taka, że miejsca w książeczce jest wystarczająco dużo, natomiast zasady przedstawiono w bardzo nieczytelny sposób, zasypując czytelnika masą słów kluczowych, pisanych pogrubioną czcionką. Na domiar złego, w tekście naprzemiennie stosowane są czcionki w różnych kolorach i o różnych krojach, co nie ułatwia ani przyswajania przepisów rozgrywki ani powracania do lektury w trakcie zabawy aby coś sprawdzić. Dopiero lektura rozszerzonego samouczka, umieszczonego na stronie wydawcy pozwoliła mi opanować zasady rządzące rozgrywką. Podsumowując jednak doświadczenie uczenia się gry muszę stwierdzić, że gdyby w grach planszowych rozdawane były Złote Maliny, taka nagroda powinna iść w ręce wydawcy za schrzanienie instrukcji do de facto dosyć prostej pod względem mechaniki gry.

 

Werdykt

Słowem podsumowania muszę przyznać, że cieszę się iż ostatecznie udało mi się przebrnąć przez tę słabo napisaną instrukcję. Na szczęście, pod tą niefortunną fasadą źle napisanych zasad skrywa się trzymająca w napięciu rozgrywka, odziana w przepełnioną trudnymi wyborami historię o kilku astronautach walczących o przetrwanie we wrogim środowisku mrocznej i zimnej otchłani kosmosu.

Po opanowaniu zasad, nauczanie innych graczy nie powinno zająć więcej niż 5-10 minut, co zaliczam na poczet zalet gry. Kolejną rzeczą, która mi się spodobała jest sam mechanizm głosowania nad pojawiającymi się misjami. Gracze nie muszą podejmować się realizacji każdej, która się pojawi, a o swym wyborze decydują na zasadzie ogólnego głosowania. Same misje realizowane są na przestrzeni kilku rund, więc przydzieleni do ich realizacji członkowie będą musieli nie tylko skupić się na spełnieniu wymogów danego zadania, ale też na kontynuacji normalnych działań związanych z utrzymaniem załogi przy życiu. Wprowadza to element zarządzania akcjami graczy, który wymusza kooperację i dyskusję wśród uczestników rozgrywki, związaną z planowaniem optymalnych ruchów poszczególnych postaci, zwłaszcza w sytuacjach, gdy konieczne okaże się poświęcenie którejś z postaci na drodze do przetrwania. A skoro o tym mowa, jedną rzeczą, która może nie przypaść do gustu niektórym graczom jest to, że w trakcie trwającej na ogół półtorej godziny zabawy mogą oni zostać zmuszeni do uśpienia swej postaci w komorze hibernacyjnej lub poświęcenia jej całkowicie, przez co będą zmuszeni do siedzenia przy stole przez resztę gry (po stracie naszej pierwszej, a nawet drugiej, zapasowej postaci istnieje oczywiście możliwość wprowadzenia do gry kolejnego członka załogi, aczkolwiek wiąże się to z koniecznością wydania ogromnej ilości tlenu, na co raczej nie zgodzą się pozostali gracze). Między innymi, to właśnie ten aspekt sprawia, że S.S. Omega jest grą semi-kooperacyjną, ale jednocześnie z tego względu grało mi się lepiej w pojedynkę, gdyż nie musiałem obarczać współgraczy wyborem, który wyłączałby ich z zabawy. Łatwiej bowiem było podejmować decyzję o poświęceniu członka załogi, gdy nie stała za nim postać kontrolującego gracza. Ciekawostką samą w sobie jest to, że gra sama doprowadza do postrzegania członków załogi przez taki właśnie pryzmat co powoduje, że tym bardziej zależy nam na wspólnym doprowadzeniu do finału, w którym przeżyje jak największa liczba graczy.

Sam klimat w grze poza elementami negocjacji i decydowania o losie członków załogi tworzy także oprawa wizualna. Elementy statku widzimy od góry, a sterylne pomieszczenia przepełnia biel. Tylko w niektórych miejscach widzimy jakieś rozrzucone papiery, ślad krwi czy porzucony skafander astronauty. Pustka panująca wewnątrz statku staje się wręcz namacalna, dzięki czemu łatwiej możemy dać się ponieść wrażeniu grozy, gdy krocząc po pustych pomieszczeniach będziemy zastanawiali się, co stało się z jego oryginalną załogą. Z drugiej strony efekt psują słabej jakości żetony, które pełnią tu rolę połowy komponentów jakie znajdziemy w pudełku. Można by polemizować, że jak na grę za niespełna 60zł jakość wykonania jest całkiem dobra, ale to nie do końca właściwy tok rozumowania. W tej cenie nie spodziewałbym się być może drewnianych pionków załogi, ale oczekiwałbym lepiej zaprojektowanych żetonów, które nie wymagałyby natychmiastowej wymiany na coś, za pomocą czego można by normalnie śledzić statystyki postaci. Są to jednak drobne niedogodności, z którymi każdy gracz jakoś sobie poradzi, a wydawca będzie miał cenną nauczkę co poprawić przy okazji drugiej edycji gry, jeśli takowa kiedykolwiek się pojawi.

Ogółem mówiąc uważam, że S.S. Omega za pomocą odrobinę oldschoolowej oprawy wizualnej oraz dobrze budowanego poczucia grozy w miarę upływu czasu daje sporo satysfakcji z rozgrywki. Zwłaszcza, jeśli graczom uda się doprowadzić misję do szczęśliwego zakończenia. Jak na tak małe gabaryty, gra dostarczyła mi naprawdę sporo dobrej zabawy nawet podczas rozgrywek w pojedynkę  i w okresie niedawnych świąt często wracała na stół. Ze swojej strony zdecydowanie polecam tę grę zarówno do grania solo jak i ze znajomymi, z tym zastrzeżeniem, że czasami ciężko będzie im spojrzeć w oczy po tym, jak bez skrupułów wypchniemy kierowaną przez nich postać przez śluzę w ciemną otchłań przestrzeni kosmicznej w nadziei na zaoszczędzenie tych kilku dodatkowych oddechów powietrza.

.

PLUSY:

  • Kompaktowy rozmiar pudełka, ułatwiający transport.
  • Rozgrywka przepełniona trudnymi wyborami (jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, aby przetrwać).
  • Minimalistyczny styl grafik, który wpływa pozytywnie na poczucie izolacji na opuszczonym statku.
  • Rozgrywka na pograniczu kooperacji i łamigłówki. Trzeba dobrze planować, aby przetrwać do końca.
  • Gra dosyć dobrze się skaluje.
  • Nadaje się do rozgrywek w pojedynkę.
  • Spory potencjał za sprawą zapowiedzianych przyszłych scenariuszy.

MINUSY:

  • Instrukcja. Polecam zapoznać się z samouczkiem i wideo na stronie wydawcy (link).
  • Jakość żetonów i ich projekt pozostawiają wiele do życzenia. Najlepiej zastąpić je elementami z innych gier.
  • Eliminacja graczy, choć dobrze umocowana w tematyce gry sprawia, że efektywnie kilka osób może siedzieć bezczynnie przy stole, obserwując jak pozostali grają.

 


Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, zajrzyjcie koniecznie na moje fanpage’e na: