Peleton, Meteo i Companion – recenzja dodatków do Flamme Rouge
Dosłownie kilka dni temu, wydawnictwo FoxGames, oficjalnie ogłosiło przygotowania do polskiego wydania gry Flamme Rouge. To świetna informacja, szczególnie przez pryzmat ciągłych problemów z dostępnością tego tytułu w rodzimych sklepach. Mam nadzieję, podobnie jak pozostali gracze, że niedługo po wydaniu podstawki, doczekamy się również wszystkich dodatków w języku polskim. Wspominam o tym nie bez przyczyny, lepszej okazji do ich omówienia chyba nie będzie. Rozsiądź się więc wygodnie drogi czytelniku, a jak będziesz miał wystarczająco dużo samozaparcia, może uda ci się dotrwać do końca tego tekstu, czego tobie i sobie szczerze życzę.
Do chwili obecnej Flamme Rouge doczekało się 3 dodatków, w tym jednego w postaci aplikacji mobilnej. Wydano również kilka promek, które celowo pomijam, ze względu na marginalny wpływ jaki mają na rozgrywkę.
Peleton to największy z dostępnych dodatków. Wprowadza do rozgrywki kilka nowych elementów i zasad, więc przyjrzyjmy się im bliżej.
Nowe zespoły na start!
Dwa zestawy komponentów dla 5 i 6 gracza. Dzięki temu, w wyścigu może uczestniczyć nawet do 12 kolarzy! W najmniejszym stopniu nie wpływa to na zmiany w mechanice i zasadach gry. Różnice w rozgrywce odczuwalne są głównie w trakcie rywalizacji. Na trasach panuje duży ścisk, a jazda na szarym końcu peletonu to spore ryzyko. W przeciwieństwie do rozgrywek 3-4 osobowych, dużo łatwiej zostać zablokowanym i stracić szansę na końcowy sukces. Trudniej przewidzieć poczynania przeciwników, sytuacja na trasie zmienia się jak w kalejdoskopie. Szczególnie boli, kiedy zagrywamy mocną kartę, a mimo to tracimy część ruchu, ponieważ pola przed nami są zajęte i nie mamy jak przeskoczyć do przodu. Z tego względu rozgrywka w pełnym składzie jest dużo bardziej emocjonująca, a jednocześnie bardziej wymagająca.
Więcej, lepiej, ciekawiej!
Dodatek wprowadza do gry 9 dwustronnych kafelków tras (proste), oraz kilka nowych zasad. W znaczący sposób zwiększa regrywalność, która i bez dodatków była mocna strona gry. Nowe zasady nie ingerują w podstawową mechanikę rozgrywki, powiedziałbym, że są jej dopełnieniem. Znakomicie oddają klimat wyścigów, oraz wszystkie drobne smaczki związane z kolarstwem.
Pojawiają się trasy z brukowaną nawierzchnią. “Kocie łby” to zmora kolarzy, trasy są wąskie i ciasne. Nie obowiązuje też jazda na kole. Trzeba być czujnym, żeby nie łapać “kity” i nie zostać na szarym końcu.
Rozgrywka została również wzbogacona o wariant ucieczki. Pozwala uciekinierom zyskać dystans nad peletonem od początku wyścigu, ale kosztem utraty dwóch karty ruchu z naszego decku. Dodatkowo, gracz lub gracze uczestniczący w ucieczce, przed rozpoczęciem wyścigu dostają 2 karty zmęczenia do swojej talii. Ryzykowna zagrywka, jednak przy odpowiedniej strategii może się opłacić. Jak mawiają kolarze, “kto nie ryzykuje ten nie jedzie”.
Automa – czyli jak boty potrafią zaleźć człowiekowi za skórę
Idąc za obecnie panującymi trendami, Flamme Rouge doczekało się wariantu solo. Wiem, wiem, nie każdy docenia w grach planszowych wariant rozgrywki dla jednego gracza. Ja doceniam i przyznaje się do tego bez bicia. Oczywiście, rozgrywki solo nigdy nie zastąpią relacji międzyludzkich i prawdziwej rywalizacji pomiędzy graczami. Tryb dla jednego gracza bywa za to skutecznym środkiem zaradczym na planszówkową samotność. Jednak wariant – wariantowi nierówny. Cenię sobie, kiedy rozgrywka solo lub z zastosowaniem automy (automatycznego gracza, który ma imitować sztuczną inteligencję), nie wymaga czytania kilkunastu dodatkowych stron instrukcji i wykonywania szeregu czynności, zajmujących tyle czasu, ile poświęcam na własny ruch. Negatywnym przykładem jest bardzo lubiany przeze mnie Gugong, który ma tragiczny i kompletnie niedopracowany wariant solo. Na przeciwnym biegunie znajdują się między innymi Underwater cities i… oczywiście omawiany dziś Flamme Rouge.
Wracając więc do naszych kolarzy i trybu solo, mogę powiedzieć tylko tyle, że wypada świetnie. Jeden z najlepszych, w jakie miałem okazję zagrać. Do gry jednoosobowej przygotowano dodatkowe karty, które należy wtasować w talie botów. W grze może uczestniczyć nawet do 5 wirtualnych przeciwników. Najmocniejszy z nich (drużyna “Peletonu”), otrzymuje 2 karty, które mają za zadanie symulować efekt ucieczki. Pozostali gracze wirtualni (“Mocne” drużyny), otrzymują po dodatkowej karcie o wartości 5. Siła tego trybu polega na jego prostocie. W każdej turze gracz wybiera karty swoich kolarzy według podstawowych zasad. Następnie, dobiera po jednej karcie z każdej talii botów i z godnie z normalnymi zasadami rozpatruje ruch wszystkich kolarzy. Voilà, to tyle, można się już zabierać za granie! Obsługa botów sprowadza się do absolutnego minimum. Odczucia z rozgrywki można śmiało porównać do gry wieloosobowej. Jeżeli boty są dla nas za słabe, nasi kolarze mogą rozpocząć wyścig z dodatkowymi kartami zmęczenia. W ten sposób bardzo łatwo i szybko zwiększamy lub zmniejszamy poziom trudności, w zależności od naszych preferencji. Rozegrałem dotychczas 5-6 wyścigów solo, zarządzając jednocześnie 3-4 botami, za każdym razem bawiłem się znakomicie i z niecierpliwością czekam na kolejne.
Automat vs kilku graczy
Rozpisuje się na temat botów i trybu solo nie bez powodu. Boty mogą służyć również do rozgrywek wieloosobowych. Kiedy gramy w mniejszym gronie i czujemy, że jest zbyt luźno na torze, możemy do wyścigu dołączyć jednego lub kilku wirtualnych przeciwników. Grałem tak kilkukrotnie i uważam, że to świetne rozwiązanie, obowiązkowe w rozgrywkach 2-osobowych i pożądane w grach 3-osobowych.
Pozostałe elementy dodatku
Recenzując dodatek Peleton nie można zapomnieć o 6 dodatkowych kartach etapów przygotowanych przez wydawcę. Karty są dwustronne, jedna zawiera trasy dla 2-4, druga dla 5-6 graczy. Wszystkie trasy zawierają nowe elementy i warianty rozgrywki.
A może Party Game?
Kiedy zupełnie niespodziewanie, odwiedza nas duża rodzina z drugiego krańca Polski. Albo znajomi postanowili do nas wpaść, w ilości przekraczającej stan krzeseł w naszym mieszkaniu i zastanawiamy się jak zorganizować wspólny czas, z pomocą przychodzi nam Flamme Rouge i omawiany dodatek Peleton. Dokładnie to wariant rozgrywki do 12-osób, w której każdy gracz kontroluje tylko jednego kolarza. Nigdy nie próbowałem tego wariantu, ale nie wykluczam, że w przyszłości go przetestuję. Wiadomo, że w takim wariancie ciężko o odpowiedni balans, wiele zależy od wybranej lub wylosowanej trasy. Myślę, że należy traktować go z przymrużeniem oka, jako świetną i emocjonująca grę imprezowa.
Flame Rouge Peleton ma wiele zalet, wprowadza 5 i 6 gracza, boty do rozgrywki dla 1-4 graczy, nowe tory i reguły. Dla wielu z Was to zakup obowiązkowy, ale nie dla wszystkich. Jeżeli grasz w gronie 3-4 osobowym, a gra całkowicie spełnia twoje oczekiwania i nie chcesz jej dodatkowo komplikować, możesz z czystym sumieniem zrezygnować z tego dodatku, lub przesunąć zakup na przyszłość. W innym przypadku kupuj natychmiast!
Niewielki dodatek, który miał swoją premierę na ubiegłorocznych targach SPIEL w Essen. Zawiera 9 żetonów z oznaczeniem dobrej pogody, oraz 4 zestawy (żeton + zasłonka), służące do losowania i oznaczania zmiennych warunków pogodowych.
W trakcie przygotowania rozgrywki losujemy, lub wybieramy 7 z 13 dostępnych żetonów pogody i randomowo rozkładamy na trasie wyścigu. Wyłącznie na odcinkach prostych, ignorując kafle startu i mety. Następnie odwracamy wszystkie żetony i sprawdzamy, jakie warunki pogodowe będą panowały w trakcie wyścigu. Do oznaczenia zmiennych warunków służą zasłonki, które należy ustawić obok trasy zastępując wylosowane wcześniej żetony. Każdy żeton specjalny wprowadza do rozgrywki nową zasadę, która dotyczy wszystkich kolarzy rozpoczynających ruch w oznaczonej strefie. Podobnie jak grze podstawowej i dodatku Peleton, nowe reguły są bardzo klimatyczne i znakomicie współgrają z tematyka gry.
Zacznijmy od “Bocznego wiatru”, który potrafi rozerwać najsilniejszy peleton. W strefie w której wieje, nie obowiązuje zasada slipstreaming (jazdy na kole), co często doprowadza do rozciągnięcia peletonu, a w konsekwencji podziału na kilka mniejszych grup.
Za to “Wiatr w plecy” jest błogosławieństwem kolarzy. Pozwala na dobranie dodatkowej karty ruchu w Fazie Energii. Daje większe możliwości taktyczne i pole manewru.
Skoro wieje w plecy, nie może również zabraknąć “Jazdy pod wiatr”. W tym przypadku w Fazie Energii jesteśmy zmuszeni dobrać 3 zamiast 4 kart. Lepiej nie zatrzymywać się w tej strefie dwukrotnie, szczególnie, kiedy jesteśmy na bakier ze szczęściem.
Jednak największą Nemezis kolarzy jest śliska, wilgotna nawierzchnia. Kiedy jest “Mokro” na trasie wyścigu łatwo o kraksę, która w konsekwencji może prowadzić do przegranej. Kraksa ma miejsce wtedy, kiedy kolarz znajdujący się na mokrej nawierzchni kończą swój ruch na polu zajętym przez innego kolarza. Dochodzi do upadku. Cofa się na pierwsze niezajęte pole trasy, następnie zostaje przewrócony. Mokra nawierzchnia może się przyczynić do kilku upadków w jednej turze, dlatego trzeba dobrze zarządzać kartami ruchu, kiedy w grę wchodzi spore ryzyko kolizji. W kolejnej turze gracza, kolarz zostaje podniesiony kosztem dwóch punktów ruchu a następnie, na normalnych zasadach może kontynuować ruch. Na szczęście do kolizji w grze dochodzi zdecydowanie rzadziej niż w prawdziwych wyścigach.
Żetony pogody w nieznacznym stopniu zwiększają losowość, ale to w dalszym ciągu losowość kontrolowana. Można nad nią zapanować, można ją zminimalizować. Wiele zależ od nas i naszych decyzji. Chciałbym napisać, że to rewolucja, że to “must have” i wiele zmienia, ale to nieprawda. To fajny dodatek do znakomitej gry, ale nie jest niezbędny. Czasami znacząco wpływa na rozgrywkę, równie często jest jednak ledwie dostrzegalną częścią wyścigu. W moim przypadku trafia na stół przy okazji każdej rozgrywki we Flamme Rouge, zgodnie z zasadą “czemu nie, skoro mam”. Ale naprawdę nie warto się spieszyć, podstawka i dodatek Peleton oferują wielką różnorodność, która starczy na długi czas.
Pomimo, że opisuję ten dodatek na szarym końcu, dla mnie jest soczystą wisienką na torcie z napisem Flamme Rouge. Companion, bo o niej mowa, jest aplikacją mobilną dostępną na urządzenia z systemem Android i iOS. Może i nie jest to pełnoprawny dodatek, ale z punktu widzenia gracza, jest znakomitym dopełnieniem całości i prawdziwym “must have”.
Aplikacja służy do tworzenia i zarządzania wieloetapowymi wyścigami. Od teraz, możemy sobie zorganizować własny Tour de Flamme Rogue, Tour de Samoklęski Małe, albo bardziej znane Tour de France, Vuelta czy Giro. Każdemu według potrzeb. Sami decydujemy z ilu etapów będzie się składał (2-10), oraz ile drużyn weźmie w nim udział (2-6).
Aplikacja zawiera 30 predefiniowanych tras, oraz kreator do tworzenia własnych. Jest kompatybilna z podstawką, oraz dodatkiem Peleton, a nawet kafelkiem trasy z kalendarza adwentowego 2017 r. Po każdym etapie, automatycznie przelicza wyniki na “czasy” i w takiej formie, prezentuje aktualną klasyfikację wyścigu. To znakomity pomysł, który dopełnia klimat rozgrywki. Dzięki temu, mamy poczucie uczestnictwa w prawdziwym kolarskim Tourze, a po zakończeniu etapu z emocjami czekamy na końcowe wyniki. Wyścigi wieloetapowe cechuje większa różnorodność, ogromne emocje, zaciekła rywalizacja (oczywiście w duchu fair play), ale przede wszystkim mniejsza losowość. Pojedynczy etap może nam nie wyjść, nie zawsze z naszej winy, czasami po prostu karty nie podejdą w tym najważniejszym momencie. Toury, nawet 2-3 etapowe dają szansę na poprawienie wyniku, naturalnie balansując losowość. Gracze zaczynają każdy etap w kolejności odwrotnej do miejsc zajmowanych w klasyfikacji generalnej. Można również zastosować wariant zaawansowany, w którym po zakończeniu etapu, cześć zmęczenia zachowujemy na kolejny wyścig.
Aplikacja jest bardzo dopracowana, pięknie wykonana, funkcjonalna i czytelna. Nauka obsługi zajmuje co najwyżej kilka minut. Jest dostępna między innymi w języku angielskim i co niezwykle istotne, jest całkowicie bezpłatna!
W tej chwili, nie wyobrażam sobie ścigania bez użycia aplikacji Companion. Wyścigi wieloetapowe są kwintesencją Flamme Rouge, wywołują największe emocje, wprowadzają do rozgrywki dodatkowe elementy strategii i taktyki. Zmuszają do wielu wyborów, czasami wcale nie tak oczywistych, jakby się wydawało.
Jeżeli masz Flamme Rouge, koniecznie wypróbuj aplikacje Companion, naprawdę warto!
Kilka słów podsumowania
Do grania we Flamme Rouge nie potrzeba żadnych dodatków. Sama podstawka gwarantuje kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy. To wcale nie takie oczywiste, szczególnie w przypadku gier wyścigowych. Wiele z nich cierpi na syndrom “kolejnego toru”, zanim się obejrzymy, już wydaliśmy kilkaset złotych na 4 dodatkowe trasy, bo jak bez nich żyć? Formula D, Formula 90, Bolidy, Thunder Alley – wszystkie chorują na tą przypadłość, a wraz z nim nasze portfele.
To co powoduje, że Flamme Rouge jest tak wyjątkowa, to niesamowity klimat, prosta, dopracowana mechanika oraz modułowa plansza. Dzięki niej, w prosty sposób można implementować do rozgrywki kolejne kafelki tras, a wraz z nimi nowe zasady. Bez konieczności niepotrzebnych wydatków, łatwo, szybko i przyjemnie. Możemy stworzyć kilkadziesiąt torów i każdy będzie unikatowy. Możemy je także zapisać w aplikacji Companion i wykorzystać przy okazji kolejnych wyścigów.
Dodatki nie są duże i jest ich naprawdę niewiele, ale są znakomitym dopełnieniem całości. Wydają się bardzo przemyślane i zbalansowane. Wprowadzają nowe zasady (Peleton i Meteo), ale nie psują mechaniki, nie wpływają na balans, czy poziom trudności. Pozwalają na zastosowanie nowych strategii, dają więcej możliwości taktycznych, szczególnie w przypadku wyścigów wieloetapowych z pomocą aplikacji Companion.
Do zobaczenia na trasach Flamme Rouge!