Perdition’s Mouth: Abyssal Rift Revised Edition – unboxing
Dawno już nie było tu unboxingu, który nie byłby częścią publikowanej na łamach bloga recenzji. Tym jednak razem w moje ręce trafiła bardzo nietypowa gra, która swym nieortodoksyjnym podejściem do tematyki dungeon crawlerów wywarła na mnie tak ogromne wrażenie, że zasadnym stało się przygotowanie osobnego unboxingu – tak długi bowiem wyszedł tekst samej recenzji, która już jutro pojawi się na łamach bloga. Dziś jednak, uchylimy wieko pudełka aby przekonać się, co skrywa w sobie tytułowa Szczelina Otchłani. Zapraszam zatem na unboxing Perdition’s Mouth: Abyssal Rift!
Z bohaterką dzisiejszego artykułu, grą Perdition’s Mouth: Abyssal Rift zetknąłem się po raz pierwszy podczas jej oryginalnej kampanii na Kichstarterze w 2015 roku, ale ostatecznie w moje ręce trafiła dopiero podczas ubiegłorocznych targów SPIEL ’18 w Essen. Na pierwszy rzut oka jest to kolejna pozycja z gatunku dungeon crawlerów – gier przygodowych w których drużyna bohaterów, którymi kierują gracze, musi zejść w głąb lochów (w tym wypadku sieci jaskiń noszących tytułową nazwę Usta Zatracenia), gdzie stawią czoła przerażającemu kultowi, misją którego jest wybudzenie i przywołanie do naszego świata pradawnego demona.
Gra przeznaczona jest dla 1-6 uczestników zabawy, która w zależności od wybranego scenariusza trwać będzie ok 60-120 minut, zgodnie z informacją zawartą na pudełku. Warto także zaznaczyć, iż wydawca, firma Dragon Dawn Productions klasyfikuje grę jako Horror, w związku z czym zaleca się aby do gry zasiadali gracze, którzy ukończyli przynajmniej 12 rok życia. Na pierwszy rzut oka być może nie rzuci nam się to w oczy, gdyż okładkę pudełka zdobi ilustracja zawierająca stereotypową dla tego gatunku kompozycję. Patrząc z perspektywy jednego z dzielnych wojowników widzimy dwóch pozostałych członków drużyny atakujących ogromną, wyłaniającą się z mroku bestię oraz mrocznego kultystę, który przyzywa z innego wymiaru insekto-podobne poczwary:
Ot, jedna z sytuacji jakich pełno w wielu innych grach tego gatunku. W trakcie rozgrywki gracze będą jednak wystawieni na opisy i motywy, które czerpią swą inspirację z twórczości Howarda Philipsa Lovecrafta oraz ilustracje przedstawiające okaleczone ofiary kultu i sceny cierpienia, które przywołują z kolei na myśl obrazy z serii Hellraiser innego znanego pisarza – Clive’a Barkera. Warto więc mieć to na uwadze, jeśli w rozgrywkach mają nam towarzyszyć młodsi domownicy.
Gdy po raz pierwszy trzymałem pudełko z grą w rękach, poza jej okładką moją uwagę zwrócił też ciężar samego pudełka. Waży ono blisko 5kg, a to na ogół dobrze wróży, gdyż jest to pierwszy sygnał bogatej zawartości, którą owo pudło w sobie skrywa. Tak jest i w tym wypadku. Wnętrze pudełka opisywanej tu drugiej edycji gry (opatrzonej dopiskiem „Revised Edition” na okładce) wypakowane jest bowiem po brzegi zawartością.
Instrukcja
Po uchyleniu wieka, naszym oczom ukazuje się w pierwszej kolejności gruba, blisko 40 stronicowa instrukcja, którą wydrukowano na gładkim kredowym papierze. Przy pierwszym kontakcie poczułem się lekko onieśmielony ilością tekstu jaki w niej zawarto. Oddając się jednak dalszej lekturze zauważyłem szybko, że informacje przedstawione są w niej w bardzo przejrzysty sposób: najpierw zostajemy zapoznani z komponentami i podstawowymi pojęciami oraz założeniami rozgrywki, a następnie tekst przechodzi do objaśniania zasad, co także odbywa się w uszeregowany sposób; same przepisy rozgrywki opisane są z kolei przystępnym językiem a na końcu książeczki znajduje się także kilkustronicowy opis przykładowej rozgrywki, który skutecznie ilustruje przebieg rundy, rozwiewając tym samym ewentualne wątpliwości, jakie mogą się pojawić po pierwszym czytaniu instrukcji.
Scenariusze, karty postaci i pomocy
Kolejnym elementem, który momentalnie przykuwa naszą uwagę jest mniejsze pudełko, które w tej edycji gry zawiera w sobie ponad 30 scenariuszy na kartach formatu A5. Rozpisano na nich kolejne przygody, jakie będzie nam dane odbyć w trakcie rozgrywki; na awersie każdej karty znajdziemy wszelkie zasady specjalne, warunki przygotowania danego scenariusza jak i informację o ilości i rodzajach potworów oraz kultystów, których napotkamy podczas danej sesji gry. Na odwrocie umieszczono z kolei opis fabularny, który przybliży nam to, czego dotyczyć będzie dany scenariusz i wprowadzi w mroczny klimat rozgrywki.
W tym samym pudełeczku znajdziemy także trzy karty ze statystykami potworów oraz dwa arkusze pomocy zawierające informacje o ikonografii użytej w grze, a tej jest niemało. Karty te bardzo się więc przydają podczas pierwszych rozgrywek.
Jest także 7 kart postaci, w tym samym rozmiarze co powyższe scenariusze i karty pomocy. Poza zdjęciem bohatera, każda karta zawiera też opis jego umiejętności i pasek punktów życia, gdzie przy każdym poziomie zdrowia znajdują się inne statystyki postaci. Podobnie jak karty scenariuszy i pomocy, wykonane są one ze sztywnej tektury, a ich powierzchnia ma fakturę płótna.
Elementy tekturowe
Zaglądając dalej w głąb pudełka znajdziemy dwie tarcze wykonane z grubej, kilkumilimetrowej tektury. Powierzchnia każdego z nich podzielona jest na wiele segmentów, z których każdy zawiera co najmniej po jednej ikonie akcji. Nie… Nie przecierajcie oczu ze zdziwienia 🙂 Te dwa koła to znane z gier euro rondle akcji, które w Perdition’s Mouth stanowią główną oś mechaniki gry, zarówno dla bohaterów jak i sterowanych przez AI potworów. Dodatkowo, rondel akcji dla graczy zawiera otwory, w których członkowie drużyny będą umieszczać widoczne powyżej znaczniki w kształcie tarcz, za pomocą których oznacza się planowane na daną turę akcje. Więcej na ten temat napiszę jednak już wkrótce w tekście recenzji.
W grze wykorzystywany jest także szereg żetonów, głównie do zaznaczania obrażeń potworów, pozycji drzwi i skrzyń na mapie, a także stanów bohaterów tj. osłabienie czy obronność. Są także żetony postaci niezależnych – ofiar kultu, które na przestrzeni kilku scenariuszy będziemy mogli oswobodzić. Wszystkie żetony wykonane są z grubej, kilkumilimetrowej tektury i nie dopatrzyłem się na arkuszu jakichś znaczących przesunięć względem wykrojnika, a same kolory mają mocne nasycenie. Nie miałem też problemu z oddzielaniem ich od arkusza, co zaliczam jako duży plus.
Plansze map
Kolejnym elementem, który odróżnia Perdition’s Mouth od konkurencji jest odejście od znanego z wielu gier jak choćby Descent: Wędrówki w Mroku czy Doom the Board Game systemu kafli terenu. Zamiast niezliczonych kafelek gra zawiera w tej edycji 5 dwustronnych plansz do gry (w pierwszej edycji były 4 plansze). Na każdej ze stron nadrukowane są mapy zawierające korytarze i pomieszczenia w których rozgrywać się będą poszczególne misje.
Łącznie zatem w grze otrzymujemy 10 unikalnych map, a ich cechą szczególną jest siatka kwadratowych pól ze współrzędnymi – na jednej krawędzi litery alfabetu, a na drugiej kolejne liczby, niczym w Szachach. Z wyznaczanych w ten sposób współrzędnych korzystają karty scenariuszy, gdzie wymienione są pola na których należy umieścić odpowiednie figurki i elementy terenu (skrzynie, dźwignie etc.) dla danej misji. Osobiście muszę przyznać, że podoba mi się takie rozwiązanie, ponieważ znacznie przyspiesza ono przygotowanie do rozgrywki i nie muszę poświęcać sporej ilości czasu na grzebanie w pudle w poszukiwaniu odpowiednich kafelków do ułożenia mapy. Naturalną wadą jednak jest ograniczona liczba wariantów map, przez co w kilku przypadkach nasze misje (zwłaszcza w trakcie kampanii) mogą być rozgrywane na tej samej mapie, udającej w zależności od przypadku różne lokacje. Ostatecznie jednak, dla mnie taki kompromis na rzecz szybkiego czasu przygotowania do rozgrywki jest jak najbardziej do zaakceptowania, gdyż grę często otwieram po długim dniu pracy i w kilka minut jestem gotów do przystąpienia do rozgrywki.
Jak przystało na grę typu dudes on the map, w Perdition’s Mouth znajdziemy dziesiątki figurek, a ściślej mówiąc 46 sztuk bardzo ładnie wyrzeźbionych figurek w kilku wzorach, przedstawiających kultystów oraz przerażające insekto-podobne potwory, których wygląd jasno sugeruje, że nie mogą pochodzić z naszego świata, a zostały doń przywołane mrocznymi rytuałami kultystów. Figurki są dosyć solidne, choć na minus można zaliczyć widoczne miejscami ślady łączenia form oraz nie zawsze dobrze spasowane łączenia na figurkach składających się z wielu elementów. Są to jednak drobnostki, które nie rzutują na samą rozgrywkę, ani też na odbiór estetyczny samej gry. Figurki wciąż robią ogromne wrażenie i będą się świetnie prezentować na stole podczas rozgrywki, nie wspominając o tym, że aż proszą się o to, aby je pomalować!
Karty
Kulminacyjnym punktem niniejszego unboxingu są jeszcze karty, których w grze znajduje się grubo ponad 200 sztuk. Dzielą się na wiele rodzajów i talii. Każda z postaci na przykład dysponuje własną, składającą się z 13 kart osobistą talią kart o standardowym rozmiarze. Część z nich opatrzona tekstem (umiejętnością) a inne zawierające wartość liczbową, która będzie wykorzystywana do generowania w trakcie gry puli np. ataku albo siły danej umiejętności.
W tym samym rozmiarze są też karty skarbów oraz obrażeń jak i niektóre karty ofiar kultu. Te ostatnie pozyskamy jeśli w trakcie gry uda nam się oswobodzić i wyprowadzić z lochu ofiarę, za co otrzymamy wspomnianą kartę, na stałe pozyskując pozytywny modyfikator do testów.
Przeciwieństwem tego z kolei są karty obrażeń, które poza negatywnymi modyfikatorami zawierają także umiejętności znacznie utrudniające rozgrywkę. Dokładamy do naszej talii po jednej takiej karcie, ilekroć w trakcie rozgrywki nasza postać odniesie obrażenie, gdzie pozostaną na dobre nawet pomiędzy scenariuszami, na stałe osłabiając naszą postać. Sposobów na ich usunięcie z talii w trakcie gry jest niestety niewiele.
Występuje także kilka mniejszych talii kart, na które składają się tzw. talię kart reakcji. Talię tę wykorzystuje się w trakcie rozgrywki do określenia modyfikatorów akcji zarówno dla testów bohaterów jak i określania siły ataku lub obrony potworów. W dolnym rogu kart reakcji znajdziemy ponadto oznaczenia – litery tj. C (common), S (Standard), L (light) i H (hard). Podczas rozgrywki możemy za ich pomocą dopasować poziom trudności do własnych upodobań, dodając do ogólnej puli (common) karty o odpowiednim oznaczeniu (np. dodając karty z literą H sprawimy, że testy w trakcie gry będą trudniejsze).
Pośród małych kart znajdziemy także karty ofiar kultu – podobne do tych, które możemy pozyskać do talii gracza ratując ofiary kultu. Te jednak, mniejsze, dokładamy do talii reakcji jako karę za każdą ofiarę, której nie uda nam się uratować. W odróżnieniu bowiem od swych większych odpowiedników, te zawierają ujemne modyfikatory, utrudniające rozgrywkę w przypadku dociągnięcia ich z talii reakcji podczas rozgrywki.
W tej edycji gry wydawca zamieścił także niewielką talię kart klątw, która wykorzystywana jest m.in. przez nową postać mrocznego elfa, Ravena. Dzięki klątwom Raven jest w stanie wykonywać potężne akcje, ale efektem ubocznym jest dołączenie ich do talii pozostałych graczy, którym później owe klątwy będą raczej przeszkadzać, niż pomagać.
Na koniec pozostaje jeszcze wspomnieć o karcie zapisu stanu gry. Za jej pomocą z łatwością będziemy śledzić postępy w kampanii pomiędzy scenariuszami. Osoby bardziej spostrzegawcze zauważą pewnie, że w jednej z kolumn można oznaczać które z postaci poległy po drodze. Wynika to z faktu iż podczas kampanii możemy do każdego scenariusza wybrać zupełnie inny zestaw postaci, więc gdy podczas jednej misji nasi bohaterowie polegną lub odniosą poważne rany, możemy dać im „odpocząć”, wybierając do następnej misji pozostałych graczy. Rozwiązanie może odrobinę dziwne, aczkolwiek tłumaczone przez wydawcę tym, że do lochu fabularnie schodzi cała drużyna, natomiast podczas każdej z misji śledzimy poczynania tylko kilku wybranych członków ekspedycji. Niezależnie od tego jak to sobie wyjaśnimy, możliwość wprowadzenia do rozgrywki wypoczętych postaci z czasem stanie się dla nas czymś bardzo pożądanym na koniec długiego dnia spędzonego na walce z potworami.
Podsumowanie
Perdition’s Mouth było pierwszą grą Dragon Dawn Productions, z którą miałem okazję się zapoznać. Z miejsca oczarowała mnie nietypowym podejściem do gatunku gier o łażeniu po lochach za sprawą mechanizmów rządzących rozgrywką, których raczej nie spotkamy w grach ameritrashowych. To powiedziawszy, należy przyznać, że Perdition’s Mouth bezsprzecznie należy do gatunku gier w stylu europejskim i zapewne jest to na chwilę obecną jedyna gra euro, będąca jednocześnie przedstawicielką dungeon crawlerów w tym nurcie. Jak to wygląda w praktyce będziecie mogli przeczytać przechodząc dalej do recenzji gry.
Na koniec dodam jeszcze, że na pochwałę zasługuje także wykonanie gry. Wydawca nie szczędził na materiałach, dzięki czemu wszystkie elementy wykonane są dosyć solidnie i wyglądają rewelacyjnie. Karty są sztywne i o gładkiej powierzchni, żetony grube, podobnie z resztą mapy na których zastosowano łatwe do rozpoznania oznaczenia. Wszystkie natomiast komponenty bez problemu zmieścimy w pudełku, którego wypraska ułatwia rozkładanie gry i jej ponowne złożenie po rozgrywce. Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do lektury recenzji 🙂