Testowane na dzieciach #2 – Szybko, edukacyjnie i ze zwierzętami

Nie wiem czy też tak macie, ale grając z moim synem unikam gier, które są zwyczajnym zabijaczem czasu – patrz Chińczyk. Z początku w każdej grze widziałem możliwość rozwoju dla Antka bo przecież nawet w najprostszym “turlaczu” powtarzał wielokrotnie liczenie do sześciu, więc minimalny walor edukacyjny dało się zauważyć. Partia w Chińczyka jednak nie kalkuluje się, kiedy zestawimy czas rozgrywki z “jakością” samej rozgrywki. Dlatego, jak wspomniałem na wstępie staram się by gry wymagały ciut myślenia, czy to na poziomie podstawowego memory czy choćby jak to miało miejsce w opisywanych ostatnio “Nogach Stonogi”, uczyły dostrzegania drobnych zależności.

Dziś postawiłem na gry, które dla czterolatka można nazwać “edukacyjnymi” i które traktują o tym co większości dzieci przypada do gustu czyli o zwierzętach.

 

Cardline: Zwierzęta

W niewielkim metalowym pudełku zostało zamknięte 110 kart zwierzaków, dzięki którym spróbujemy zająć nasze dzieci przez blisko piętnaście minut. Przynajmniej tyle obiecuje Rebel – Polski Wydawca. Tłoczone pudełko z miłą dla oka grafiką bez trudu przykuwa uwagę i już nie raz widziałem kiedy mój syn wodził po nim łapkami. Wiecie, że jako Paweł-wzrokowiec lubię produkty, które mają w sobie coś “premium”. Opakowanie jest wytrzymało, przeżyło kontakt z dziećmi, wyjazdy wakacyjne, kilka upadków ze stołu – wygląda nadal świetnie zatem test zdany. W środku oprócz zgrabnej instrukcji znajdziemy wspomniane karty. Każda z nich przedstawia inne zwierze i co ważne są one dwustronne. Zarówno na awersie, jak i rewersie znajdziecie to samo, ślicznie zilustrowane zwierzątko. Tam gdzie po jednej stronie macie tylko obrazek, po drugie otrzymujecie dodatkowo informacje od długości ciała danego zwierzęcia, jego wadze oraz wieku jakiego może dożyć. Każdy z graczy (w zabawie może uczestniczyć od dwóch do ośmiu osób) otrzymuje cztery karty i układa je przed sobą samym obrazkiem do góry – cechy mają pozostać niewidoczne.

Z wierzchu talii na stole ląduje jedna karta i tym razem umieszczana jest stroną gdzie widnieje długość, masa i wiek. Gracze decydują, która z danych cech będzie obowiązywać ich w grze (zawsze tylko jedna). Niezależnie od tego, którą wybierzemy od teraz będzimy układać wasze zwierzęta na środku stołu w linii tworząc skalę danej cechy, a zatem do najmniejszej do największej. Szkopuł w tym, że z każdą kolejną dołożoną karta poziom trudności wzrasta, gdyż wspomniana wcześniej skala robi się coraz bardziej precyzyjna.  Dla przykładu – pierwsza na stole ląduje lama, a my decydujemy się grać na “długość” zwierzęcia. Gracz przed nami zagrywa mrówkę i nie ma problemu by stwierdzić, że jest ona mniejsza od lamy, dlatego kładzie ją po lewej i odkrywa jej cechy by potwierdzić swoje przypuszczenia. My z kolei zagrywamy żabę i pewnie wstawiamy ją między lamę, a mrówkę.

Proste prawda? Z czasem oczywiście robi się trudniej, i niekiedy ciężko precyzyjnie określić czy jeleń jest większy od konia albo czy niedźwiedź jest cięższy od morsa. Każdy kto źle wytypuje miejsce gdzie powinna znajdować się zagrywana przez niego karta musi ją odrzucić i dobrać nową. Kto pierwszy pozbędzie się kart ten wygrywa. Tyle o mechanice.

Z początku kiedy kupiłem tą grę, pracowaliśmy z Antkiem nad tym by poznał owe 110 zwierzaków. Więcej z tym było edukacyjnej zabawy niż gry. Szybko złapałem się na tym, że młody z łatwością zapamiętuje wszystkie i umie je rozróżniać. Skoro tak, trzeba było podnieść poprzeczkę. Niestety musiałem zaczekać na moment gdy rozwijający się mózg dziecka zaczął rozumieć “mniejsze niż” i “większe niż” byśmy mogliśmy zacząć prawdziwą grę. Początkowo szło opornie. Rozróżnienie wielkości myszy, konia, psa i słonia to “level easy”. Dla maluchów, przypominam mój syn ma cztery lata, długość zwierzęcia jest do ogarnięcia, gdyż jeśli bywacie w Zoo albo oglądacie książki ze zwierzętami, to dzieci złapią wymiar intuicyjnie. Gorzej z masą, gdyż oszacowanie ile co waży wymyka się nieco poza rozumek dziecka. Bizon ciężki, mrówka lekka, ale im dokładniej ma to określić tym gorzej. No i wiek. By ogarniać tę kategorię trzeba umieć płynnie liczyć i wiedzieć, co to znaczy, że tata jest już po trzydziestce. Wiek przekroczył możliwości Antka, poza tym wydał się mu najmniej “namacalny” a przez to nudny.

Czy przez małą wiedzę startową dzieci bawią się źle przy Cardline: Zwierzęta. Wręcz przeciwnie, jednak dużą rolę odgrywa zaangażowanie rodziców. Musimy pamiętać o skomplikowanych cyferkach na kartach, przez co nie można zostawić maluchów samych z zabawą. Niemniej to rewelacyjny sposób na to by pokazać, że czas spędzony razem może być bardzo produktywny i przyjemny. Z partii na partię możemy zaobserwować jak dziecko się rozwija i zaczyna więcej wiedzieć. Oczywiście potrzebna jest nasza pomoc by dzieciaki lepiej to wizualizowały. Kiedy gramy w Zwierzaki mam zawsze ze sobą miarkę, bo nie ukrywam, że mój syn najbardziej preferuje kategorię “długość”. Kiedy zastanawia się kto jest większy od kogo rozwijam miarkę i pokazuję mu ile centymetrów mierzy lis, a ile koń. Co ciekawe w pamięci dziecka ten kilkakrotnie powtórzony przykład zostaje, gdyż nie dalej jak kilka dni temu słyszałem jak Antek tłumaczył babci, że zebra sięga od balkonu do łóżka.

Edukacyjny wymiar gry jest niezaprzeczalny, bo jeśli nawet dziecko nie zapamięta konkretnych “wymiarów” zwierzęcia to oswoi się z wiedza o nim i będzie pamiętać, że Płetwal Błękitny to największe zwierzę jakie żyło kiedykolwiek na ziemi, a pancernik, mimo dumnie brzmiącej nazwy jest stosunkowo małym zwierzątkiem.

Co zatem z dorosłymi, czy ta gra nadaje się i dla nich? Oczywiście! Nie zrobimy z Cardline`a głównego dania wieczoru, jednak na przystawkę, jako rozrywka w oczekiwaniu na zbierających się graczy czy też drobne rozprężenie między kolejnymi eurasami będzie pasować świetnie. Nawet dorosłych kilkakrotnie zaskoczy wiedza ukryta na kartach. Hitem dla mnie była królowa mrówek, która potrafi osiągnąć wiek dwudziestu lat, podczas gdy zwyczajna mrówka nie pociągnie dłużej niż trzy lata. Takich smaczków i zaskoczeń jest więcej. Gra się szybko, a zasady podatne są na drobne modyfikacje. Grając w mniejszym gronie możecie rozdać sobie po 6 kart. Jeśli chcecie podnieść poziom trudności to w przypadku kiedy nie zgadniecie cechy danego zwierzęcia nie musicie odrzucać jego karty a umieścić tam gdzie powinna być samemu dobierając kolejną.

Ze swojej strony polecam. Gra znajduje się w naszej kolekcji od dawna, a mimo to lubimy do niej wracać.

 

Czy wiesz który zwierz?

O ile Cardline jest na rynku od dobrych sześciu lat to gra, o której zaraz opowiem jest stosunkowo nowa, choć należałoby dodać, że dotyczy to przede wszystkim rynku polskiego. Pamiętam jak kilka lat temu Tomek Międzik, jeszcze wtedy pracujący dla Lucrum Games, pojawił się na kanale u Wookiego promując grę o najdziwniejszym tytule jaki widział Polski rynek planszówkowy czyli Gra ze śliwką na okładce i liczbą Pi w tle. Wtedy też wspomniał o niewielkiej grze czasu rzeczywistego przy której mogą się bawić mali, duzi i bardzo duzi. Pomimo, że od zapowiedzi do premiery minęło kilka lat, to każdy kto grał, wie, że czekać było warto.

W nasze ręce trafia niewielkie pudełko zawierające talię kart. Rysunki zwierząt są ładne, a tła minimalistyczne, co mi przypadło do gustu bo dobrze sprawdza się podczas rozgrywki.

Czy wiesz, który zwierz? to gra opierająca się na bardzo prostym patencie. Zaczynamy od rozłożenia na stole 36 kart zwierzaków w kwadracie 6X6. Układamy je awersem do góry, przy czym awersy to obrazki zwierzaków. Następnie odsłaniamy wierzchnią kartę ze stosu który pozostał. Ikona znajdująca się na jej rewersie to cecha, której będziemy szukać u zwierząt wyłożonych na stole. Osoba odsłaniająca wypowiada formułkę Czy wiesz, który zwierz… i tu w zależności od cechy dodaje np: “ma futro”, “umie latać”, “je mięso”. Kiedy tylko wybrzmią te słowa chwytamy zwierzaki, które naszym zdaniem odpowiadają wspomnianej cesze. Trzeba się spieszyć bo robimy to równocześnie i nikt nie będzie na nas czekał. Na koniec odwracamy każdą kartę którą zdobyliśmy a tam mamy wypisane jej “cechy”. Naszym zadaniem jest znaleźć na zdobytych kartach ową właściwą. Za każde zwierze które zgadliśmy otrzymujemy punkt, z kolei każde, które było strzałem chybionym odkładamy wraz z innym, poprawnym – wiecie, takak mała kara dla wszystkich łapczywych raptusów. Ten kto zdobył najwięcej punktów w rundzie zgarnia dwie karty jako nagrodę. Za drugie miejsce można otrzymać jedną, pozostali muszą obejść się smakiem. Tak rozgrywamy kilka rund. Kto zebrał najwięcej bonusowych kart w sumie wygrywa.

Proste i piekielnie regrywalne. W pudełku z grą znajdziemy 55 kart, a jeśli pamięć mnie nie myli łączna liczba cech, o które możemy zapytać zamyka się w okolicy czterdziestu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że z talii 55 kart wykładamy 36 to ilość możliwych konfiguracji zdaje się przytłaczać i ciężko będzie rozegrać dwie partie z podobnym układem. Jeśli ktoś nadal kręcił by nosem mówiąc, że 55 zwierzaków to niewiele, szybko uzupełniam informację, gdyż Czy wiesz który zwierz? występuje w czterech zestawach:

  • Kieszonkowa Fauna Świata
  • Kieszonkowa Fauna Europy
  • Kieszonkowa Fauna Afryki i Azji
  • Dinozaury i inne zwierzęta prehistoryczne

Trzy pierwsze zestawy możemy dowolnie ze sobą łączyć. Niestety dinozaury to odrębna kategoria, która wymyka się części pytań, niemniej z samego połączenia wymienionych wcześniej części otrzymamy solidną reprezentację ponad 160 zwierzaków.

Same cechy, których będziemy się doszukiwać są bardzo sprytnie dobrane. Od prostych jak “posiadają płetwy”, “posiadają pióra” czy “są ssakami” po bardziej zaawansowane czyli “żyją w lesie”, “są jadowite”, “żyją w kryjówkach” czy choćby “opiekują się potomstwem”.

Twórca gry przewidział, że szybka walka o karty może być zbyt trudna dla najmłodszych dlatego wprowadził możliwość prowadzenia rozgrywki w turach, a także z różnorakimi utrudnieniami dla starszych graczy tak by Ci młodsi również mieli szansę.

Znów muszę przyznać, że mój syn zaskoczył mnie szybkością z jaką chłonął wiedzę. Już po kilku partiach kojarzył cechy zwierząt, a że ja sam mam zacięcie biologiczne, to z przyjemnością opowiadałem mu co to jest larwa, czym różnią się czułki owadów od poroża jelenia, czy co to znaczy, że zwierzęta są roślinożerne. Aspekt edukacyjny tej gry naprawdę trzyma poziom i nie raz poczułem się zaskoczony niektórymi odpowiedziami – no przyznajcie się, kto z Was wiedział, że samiec Dziobaka jest jadowity 🙂

Gra zdecydowanie siadła również jako delikatny filerek urozmaicający czas pomiędzy cięższymi tytułami. Przypadła do gustu moim znajomym, a dzięki prostym zasadom i naprawdę ekspresowemu temu rozgrywki była podatna na syndrom jeszcze jednej partii.

Obie z wymienionych przeze mnie gier gwarantują wartościowo spędzony czas z dzieciakami. Mam nadzieję, że poczuliście to co starałem się przekazać. Ani Cardline Zwierzęta, ani Czy wiesz który zwierz? nie zalicza się do grupy nudnych gier edukacyjnych i niech najlepszym potwierdzeniem będzie fakt, że my dorośli wyjadacze planszówkowi niekiedy sięgamy po jedną jak i drugą pozycję by miło odprężyć się między kolejnymi euraskami.

Poznawajcie zwierzaki i bawcie się ze swoimi pociechami. Polecam!

 


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, zajrzyjcie koniecznie na nasze fanpage’e na: