Zamki Burgundii – recenzja

„Zamki Burgundii” to jedna z tych gier, o których wiele słyszałam, ale nigdy nie miałam możliwości nawet rzucić okiem na czyjąś rozgrywkę. Każda osoba znająca ten tytuł mówiła, że to takie „must have” dla fanów Felda. Kilka jego tytułów miałam okazję wypróbować i całkiem dobrze trafiły w mój gust, więc z niecierpliwością zasiadłam do stołu. Księciem z Burgundii jeszcze nie miałam okazji być, natomiast budowałam już zamki, pastwiska i kopalnie. Bez zbędnej skromności mogę powiedzieć, że czułam się na siłach udźwignąć budowę kolejnych włości w mojej kolekcji.

 

Pierwsze wrażenia i wygląd

Okładka nie należy do tych, nad którymi się zachwycam od pierwszego spojrzenia, ale nie jest też zła, mimo że kompletnie nie w moim stylu. Znajdziemy tam piękny widok na zamek w oddali, rzekę i pola. Sielanka. W środku mamy wiele komponentów, bo aż 164 sześciokątnych żetonów włości (budynki, zwierzęta, zamki, kopalnie, statki i żetony nauki), 42 kwadratowe żetony towarów, 20 ośmiokątnych żetonów grudek srebra, 30 kwadratowych żetonów robotników, 12 kwadratowych żetonów bonusowych, 4 znaczniki 100/200 punktów, 8 drewnianych znaczników graczy (po dwa dla każdego), 9 kości, planszę główną, 6 dwustronnych plansz graczy i instrukcję. Jak widać jest tego sporo, ale po zapoznaniu się z zasadami i symbolami nie powinno być problemu z rozpoznaniem odpowiednich elementów. Większy problem mogą mieć osoby nierozróżniające kolorów. Będą musiały skupić się bardziej na obrazkach, co może utrudnić grę i ją wydłużyć. Towary nie różnią się grafiką, ale mają inne wartości wyrażone oczkami na kościach, więc ostatecznie, przy odrobinie skupienia, da się wszystko rozróżnić.

Mam trochę uwag do wykonania komponentów i ilustracji. Graficznie niezbyt mi się podoba gra jako całość – zarówno okładka jak i zawartość. Obrazki są proste i mało atrakcyjne. Kolorystycznie też nie jest za dobrze. Chociaż teoretycznie występuje tu sporo żywych barw, to są one jakby przytłumione i sprawiają wrażenie brudnych lub startych.

Zawiodłam się również na jakości, szczególnie planszetek graczy. W zasadzie są to trochę grubsze kartki papieru, więc przy dłuższym używaniu mogą ulec zniszczeniu. Żetony także nie są zbyt masywne, ale to mi akurat nie przeszkadzało. Jest ich na tyle dużo, że użycie gdyby były grubsze, zajmowałyby o wiele więcej miejsca, chociaż na pewno byłyby trwalsze.

 

Przygotowanie i zasady gry

Na środku stołu kładziemy planszę główną, na której znajdziemy pola faz i rund, 6 magazynów (odpowiadają one ścianom kości), magazyn centralny (czarny), tor punktacji i kolejności, a także pola na żetony bonusowe. Obok kładziemy srebro, robotników i białą kość. Następnie żetony włości dzielimy według ich rodzaju, tasujemy i każdy stos układamy osobno zakryty. 12 płytek bonusowych umieszczamy na odpowiadających im miejscach na planszy.  Na polach faz (A-E) losowo kładziemy po pięć towarów, a resztę odkładamy. Każdy gracz zabiera swoją planszetkę z numerem 1 (zaawansowani gracze mogą wybrać inne), startowy zamek (umieszczamy go na środku posiadłości), dwie kości w swoim kolorze, dwa znaczniki (po jednym na tory punktacji i kolejności), 3 losowe towary (z tych odłożonych), 1 grudkę srebra i znacznik 100/200 punktów. Na naszych planszach znajdziemy bardzo przydatny opis budynków oraz przypomnienie dostępnych akcji, skład towarów, miejsce na srebro, wykorzystane kości i robotników, magazyn podręczny i najważniejsze, czyli naszą posiadłość. Następnie wyłoniony rzutem kością pierwszy gracz bierze jednego pracownika, drugi w kolejności dwóch itd.

Gra składa się z pięciu faz (A-E), a każda z nich z pięciu rund. Na początku czyścimy planszę główną ze wszystkich pozostałych włości (w pierwszej fazie ten krok jest pomijany), a następnie wykładamy losowe żetony na odpowiadających im polach, uwzględniając ich rodzaj oraz ilość graczy. Uzupełniamy także magazyn główny losowymi płytkami z osobnego stosu (posiadają czarne kropki pod obrazkiem). Bierzemy stos pięciu żetonów z pola pierwszej fazy i rozkładamy na pięciu polach rund poniżej.

Wszystkie osoby rzucają swoimi kostkami, a pierwszy gracz dodatkowo białą. Towar z pierwszej rundy ląduje w magazynie wskazanym liczbą oczek z białek kości. Następnie po kolei każdy wykonuje dwa ruchy wykorzystując wyrzucone cyfry. Dostępne są 4 akcje:

  • wziąć żeton włości z magazynu odpowiadającemu liczbie oczek na wybranej kości i położyć go w magazynie podręcznym na swojej planszetce
  • umieścić żeton włości z magazynu podręcznego w swojej posiadłości na polu odpowiadającym liczbie oczek na wybranej kości
  • sprzedać towary jednego typu i uzyskać w zamian jedną grudkę srebra oraz 2/3/4 punkty za każdy żeton
  • wziąć dwóch robotników

Oprócz dwóch akcji z kości, możemy także wykonać raz na rundę akcję dodatkową, czyli za dwie grudki srebra kupić dowolny żeton z czarnego magazynu.

Podstawowe zasady tu się kończą, a reszta gry zależy od naszych wyborów. Różne rodzaje włości dają nam inne możliwości. Zwierzęta punktują za ilość stada, budynki dają nam natychmiastowe akcje, żetony nauki ułatwiają grę lub punktują na koniec, statki dodają nam towary, kopalnie srebro, a zamki dodatkową akcję. Należy pamiętać, że nowe włości muszą sąsiadować z już wybudowanymi. Dodatkowe punkty możemy zdobyć, gdy zapełnimy cały region dowolnego koloru, a także za zakrycie wszystkich pól danego koloru w naszej posiadłości. Większość punktów zdobywa się w trakcie rozgrywki. Na koniec gry punktuje się żetonu nauki, a także niesprzedane towary, grudki srebra i robotników. Oczywiście osoba z największą liczbą punktów wygrywa. Jeżeli nadal pamiętamy o historii, to nie osoba, a książę Burgundii 😉

 

Wrażenia i opinia

Nie da się w pierwszej kolejności nie wspomnieć o wyglądzie, ponieważ to właśnie wizualna strona gry najpierw rzuca się w oczy. Tak jak wspomniałam – nie podoba mi się ona. Kolory brudne, ilustracje zrobione tak, żeby przedstawiały mniej więcej to, czego autor potrzebował, ale nic poza tym. Jeśli miałabym wybrać najładniejszy element gry, to byłaby to jeszcze pusta posiadłość, na której znajdują się heksy z różną ilością oczek. Czułam ekscytację na myśl o procesach, jakie zajdą w mojej głowie, żeby ta układanka w jak najlepszy sposób zapełniła się odpowiednimi żetonami.

Niestety jako wadę muszę także zaliczyć jakość. Najgorzej wypadają wspomniane planszetki graczy, które są dosyć cienkie. Szczególnie gdy leżą obok planszy głównej widać dużą różnicę w grubości. Żetony także nie są wystarczające grube, chociaż nie rzucają się aż tak bardzo w oczy. Dopiero po wzięciu ich do ręki można wyczuć, że nie są one wystarczająco solidne.

Klimat… Tak jakby go brak. I to całkowicie. W zasadzie nie powinnam się dziwić wiedząc kto jest autorem „Zamków Burgundii”. Po pierwszej partii musiałam wrócić do początku instrukcji, żeby dowiedzieć się, kim jestem i po co właściwie buduję tę posiadłość, bo tę część udało mi się jako jedyną zauważyć. Na szczęście mechanika jest dla mnie ważniejsza. Tym bardziej, że w tej grze jest ona świetna i idealnie wpasowuje się w moje gusta. Jest to typowa eurogra, w której mamy do czynienia z sałatką punktową. Dostajemy je praktycznie na każdym kroku, ale nie za darmo. Jest tyle różnych sposobów, aby zapunktować, że każdy może ułożyć sobie strategię w innym kierunku, a nawet ją zmieniać w trakcie gry.

Przejdźmy do plusów, bo tych też trochę jest. Na pewno należy do nich regrywalność. Układ losowo dokładanych włości i towarów zmienia nam strategię w każdej rozgrywce. Na początku z dystansem podchodziłam do kości, ale takie ich wykorzystanie mi odpowiada. Wynikami można oczywiście manipulować za pomocą robotników, więc nie jesteśmy skazani tylko na ślepy los. Wiele możliwości dają również akcje, które są różne dla każdego rodzaju włości. Prócz zwierząt, zamków, mórz i kopalni, które mają proste działania, dostajemy też kilka typów budynków z całkowicie różnymi akcjami oraz 26 innych(!) żetonów nauki. Na początku trzeba sprawdzać poszczególne symbole, ale po kilku rundach wszystko staje się jasne.

Ikonografia i przejrzystość jest kolejną rzeczą wartą podkreślenia. Wprawdzie pierwsze wrażenie jest takie, że na planszy głównej panuje chaos, ale po zapoznaniu się ze wszystkimi komponentami i ich przeznaczeniem to wrażenie mija. Wskazówki i przypomnienia ułatwiają grę, więc przy kolejnej rozgrywce nie trzeba już tak często zaglądać do instrukcji, która jest świetnie napisana. Wszystko jest dobrze wyjaśnione, ilustracje przedstawiają opisywane sytuacje, a skróty zasad w osobnych ramkach pomagają przygotować i rozegrać partię bez kolejnego czytania wszystkiego od początku. Gdyby wszystkie gry były w ten sposób tłumaczone, świat byłby lepszym miejscem.

Ogromną zaletą są zazębione ze sobą mechaniki. Zadziwiające jest to, że tak dobrze ze sobą współdziałają. Budowa naszych włości z uwzględnieniem wyniku rzutu kośćmi, dostępnymi żetonami, akcją, którą wywołają i jej następstwami dają jeden z najlepszych rodzajów zawrotu głowy, jakiego można doświadczyć podczas obcowania z grami planszowymi. Dla takich przyjemnych wrażeń warto szukać kolejnych tytułów, żeby znaleźć te wyjątkowe, do których zaliczam także „Zamki Burgundii”.

Najczęściej gram w dwie osoby, więc ważne jest dla mnie czy taka rozgrywka ma sens. Przy rozkładaniu gry miałam wrażenie, że będzie za łatwo. Trzeba pilnować tylko jednej osoby i nikt poza nią nie może mi zabrać upatrzonych wcześniej żetonów. Nic podobnego. Dosyć szybko wiadomo na czym nam może zależeć, więc albo bierzemy coś dla nas albo zabieramy coś przeciwnikowi. Ilość dostępnych włości zmienia się wraz z ilością graczy, więc w każdym składzie gra się dobrze. Wiadomo, że przy czterech graczach partia się wydłuża, podobnie jak czas oczekiwania na własną turę. Dlatego chętniej zasiądę do niej w 2 lub 3 graczy.

W podsumowaniu „Zamki Burgundii” może nie wypadają najlepiej, ale to tylko pozory. Minusy skupiają się na głównie na wykonaniu, czyli jakości komponentów i wyglądzie. Poza tym gra jest genialna. Nie dziwi mnie, że tak ją wszyscy zachwalają. Nie jest to propozycja dla początkujących graczy, ponieważ zgubią się oni w labiryncie możliwości, ale dla osób mających już za sobą więcej tytułów sprawdzi się idealnie. Dla mnie rzeczywiście gra trafiła do kategorii „must have” i będę ją polecała każdemu. Trzeba tylko przymknąć oko (dosłownie) na wizualną stronę, a mechanika wysunie się na prowadzenie. Naprawdę warto!

Plusy:

  • gra ma to coś
  • ogromna regrywalność
  • świetnie napisana instrukcja
  • chęć rozgrywania kolejnych partii

 

Minusy:

  • brak klimatu
  • brzydkie ilustracje
  • słaba jakość

 


Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, zajrzyjcie koniecznie na nasze fanpage’e na: