10 Days in the USA – recenzja
W dalszych planach na przyszłość mam dwumiesięczną wycieczkę kamperem po Stanach Zjednoczonych. Mam zarys planu, trasy i miejsc, które chcę zobaczyć. 10 dni to trochę za mało, aby pomieścić wszystkie punkty mojego programu zwiedzania, ale zawsze to jakiś początek. W związku z tym pierwsza styczność z grą „10 days in the USA” wywołała szeroki uśmiech na mojej twarzy i zachęciła mnie do dalszego zapoznania się z tym tytułem.
Pierwsze wrażenia i wygląd
Grafika na średniej wielkości pudełku jest urocza. Jest bardzo żywa i kolorowa, więc przyjemnie się na nią patrzy. Na pierwszym planie znajduje się czteroosobowa rodzina w kabriolecie. Za nimi widać Statuę Wolności, słynny most w San Francisco oraz pomnik Rushmore przedstawiający głowy czterech prezydentów Stanów Zjednoczonych. Z kolei na odwrocie znajdziemy zdjęcia komponentów oraz krótki opis historii i zarys przebiegu gry. Sama treść pozostanie dla mnie tajemnicą, bo chińskiego jeszcze się nie uczyłam, ale kto wie – wszystko przede mną. Instrukcja na szczęście jest napisana także w drugim języku – angielskim. Sama gra jest niezależna językowo. Na kartach znajdują się wprawdzie napisy w obu wspomnianych językach, ale są to tylko nazwy poszczególnych stanów. Zasady są łatwe, więc wystarczy jedna osoba, która będzie w stanie zapoznać się z instrukcją, a następnie przekazać jej treść pozostałym graczom.
Pozytywnie zaskoczyły mnie karty, a właściwie płytki. Jak na swój niewielki rozmiar, są tak grube, że raczej ciężko byłoby je wygiąć przez przypadek. Graficznie utrzymane są w tym samym stylu co okładka. Oprócz wspomnianych nazw stanów, na każdej z nich znajdziemy także jedną z postaci z pudełka (które w zasadzie nic nie wnoszą), mini-mapkę USA z zaznaczonym odpowiednim regionem, aby łatwiej było odnaleźć go na planszy, oraz ilustrację jednej atrakcji wraz z jej nazwą, która powinna kojarzyć się z danym stanem (np. Wielki Kanion w Arizonie, Narodowy Park Yellowstone w Idaho). Płytek tego rodzaju jest 50, czyli tyle, ile stanów. Każda z nich posiada tło w jednym z 5 kolorów (żółty, pomarańczowy, różowy, niebieski, zielony). Dwie z nich są fioletowe (Hawaje i Alaska) i różnią się od pozostałych tym, że nie graniczą z żadnym innym stanem. Oprócz nich w talii znajdziemy także karty transportu – 6 samochodów na ciemnozielonym tle oraz 10 samolotów, po 2 każdego koloru (oprócz fioletowego).
W pudełku znajdziemy także 8 plastikowych stojaków na karty (po 2 dla każdego gracza) oraz 1 podajnik. Ostatnim elementem gry jest plansza, która przedstawia Stany Zjednoczone. Wszystkie regiony są podpisane i posiadają ilustracje znane nam już z kart. Wspomniane wcześniej różne barwy tła nie są przypadkowe. Na mapie konkretne stany mają ten sam kolor, co odpowiadające im płytki. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że całość jest zbyt chaotyczna, ale w trakcie gry się tego nie zauważa. Odnajdywanie poszczególnych miejsc nie jest problematyczne, ponieważ są mini-mapki, a tak kolorowa mapa przyciąga wzrok i cieszy.
Całość wykonania gry bardzo mi się podoba. Karty są porządne i grube, a ich zawartość ładna i przejrzysta. Plastikowe elementy nie są już tak solidne, ale tak naprawdę nie ma się szczególnie do czego przyczepić. Wielkość pudełka jest dostosowana do zawartości, a pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne, dzięki ładnym ilustracjom.
Przygotowanie i zasady gry
Przygotowanie komponentów do rozgrywki jest bardzo szybkie. Na środku stołu rozkładamy planszę. Każdy gracz otrzymuje dwie różne podstawki (pierwsza ma miejsca na 1-5 dzień, a druga na 6-10 dzień). Następnie wszystkie płytki mieszamy i umieszczamy obok planszy. Wszyscy jednocześnie biorą pojedynczo karty, sprawdzają co się na nich znajduje, a następnie umieszczają w wybranym przez siebie wolnym miejscu na swojej podstawce. Każdy gracz powinien mieć przed sobą 10 płytek, które odpowiadają 10 dniom podróży. Pozostałe odkładamy do podajnika na cztery stosy. W trzech z nich górne płytki odwracamy. Będą to stosy kart odrzuconych. Czwarty to stos dobierania.
Gracze po kolei wykonują swoje tury. W swojej kolejce wykonujemy zaledwie dwa ruchy:
- bierzemy jedną kartę (z jednego z trzech odkrytych stosów lub z zakrytego);
- Nową kartę umieszczamy na swojej podstawce, a tę dotychczasową musimy odrzucić na jeden z trzech stosów.
Jeśli nowa płytka nam nie odpowiada, po prostu odkładamy ją na jeden z trzech stosów i kolejka przechodzi na następną osobę. W ten sposób gra się toczy do momentu, w którym jeden z graczy stworzy 10-dniowy plan podróży. Jak to zrobić? Wspomóc się mapą, dobrą orientacją w terenie i odrobiną szczęścia.
Punkty wycieczki muszą być ze sobą połączone. Jest to możliwe na trzy sposoby:
- pieszo – stany ze sobą sąsiadują, jeżeli mają wspólną granicę;
- samochodem – możemy „przeskoczyć” jeden stan i zamiast jego płytki użyć auta;
- samolotem – łączy dwa stany tego samego koloru (żółty stan – żółty samolot – żółty stan).
Do dwóch stanów (Hawaje i Alaska) możemy się dostać tylko za pomocą samolotu. Polecieć możemy samolotem koloru stanu, z którego wylatujemy, natomiast wracamy samolotem w kolorze stanu, na którym mamy wylądować.
Aby móc zrealizować podróż, wszystkie 10 płytek na naszych podstawkach musi się łączyć zgodnie z powyższymi zasadami. Wycieczka musi się rozpocząć kartą stanu, a także kartą stanu zakończyć. Dwie płytki transportu nie mogą znajdować się obok siebie, ale nie ma też konieczności używania żadnej z nich podczas gry. Gdy ktoś ogłosi gotowy plan, warto wspólnie prześledzić jego podróż na mapie, aby mieć pewność, że wszystkie stany są ze sobą połączone.
Wrażenia i opinia
Pewnie niektórzy czytający powyższy tekst mieli skojarzenie z pewną serią popularnych gier o pociągach. W zasadzie słusznie. Budujemy połączenie, mamy mapę na planszy, a realizacja planu podróży pozwala nam zwyciężyć. Jest jednak parę różnic. Tutaj ciężko sobie umyślnie przeszkadzać, ponieważ nie wiemy jakie połączenie tworzą pozostali. Nie mamy też z góry ustalonej trasy – możemy ją dowolnie zmieniać w trakcie gry. Nie przepadam za wspomnianą grą o pociągach, ale „10 days in the USA” zrobiło na mnie zaskakująco dobre wrażenie. Jest to świetna alternatywa, chociaż łatwiejsza.
Gra posiada jeden zasadniczy mankament – losowość. Nie ważne jak dobrze zaplanujemy sobie naszą trasę, jeżeli nie trafi nam się brakująca płytka, to będziemy przez resztę gry dobierać i odkładać niepotrzebne karty. Z drugiej strony właśnie o to chodzi, aby podjąć decyzję – czekam na brakujący element czy ryzykuję i przebudowuję kawałek podróży z nadzieją, że inni mnie nie ubiegną. Każdy stan występuje w talii tylko raz, więc istnieje duże niebezpieczeństwo, że inny gracz nieświadomie nas blokuje i nigdy nie doczekamy się naszego upatrzonego regionu. Na szczęście prawie każdy stan graniczy z kilkoma innymi, a w dodatku mamy pomoc w postaci samochodów i samolotów, więc zawsze znajdzie się wyjście z pozornie beznadziejnej sytuacji.
Z widocznych minusów muszę także wspomnieć o końcówce rozgrywki. Gdy większość ma już zaawansowany plan wycieczki i czeka na jedną lub dwie płytki, tury stają się szybsze, ale nudniejsze. W tak daleko posuniętych planach mało kto zdecyduje się całkowicie przebudować swoją trasę. Dlatego zarówno podczas początkowego układania jak i w trakcie gry, warto zostawiać sobie „furtki” w postaci dwóch możliwych scenariuszy. Jeśli chcemy polecieć na Hawaje i ustawimy za nimi niebieski samolot, to miejsc do lądowania mamy całkiem sporo. Natomiast samochód przewiezie nas przez jeden stan, którego nie posiadamy, ale w którą stronę – to już zależy od nas.
W niektórych recenzjach wspominałam, że cenię w grach walory edukacyjne, i to nie tylko te dla dzieci. Jedną z pierwszych moich myśli po spojrzeniu na planszę było to, że może w końcu uporządkuję sobie położenie około połowy stanów, których lokalizacja nadal jest dla mnie zagadką. Dodatkowo są one przedstawione wraz z jedną z atrakcji, które można tam spotkać. Szkoda, że w instrukcji nie znalazły się dwie dodatkowe strony z krótkimi opisami wspomnianych miejsc, ale znając ich nazwy, sami możemy powiększyć swoją wiedzę. Znajomość geografii nie jest potrzebna, aby dobrze się bawić lub nawet wygrać. Natomiast zdobywanie informacji następuje samoistnie bez świadomości graczy.
Ogromnym plusem jest przejrzystość planszy i kart, co wydaje się niemożliwe przy pierwszym spojrzeniu na komponenty. Gra jest bardzo kolorowa, a mimo wszystko nie ma problemu ze znalezieniem potrzebnych informacji, zarówno na kartach jak i na planszy. O wykonaniu pisałam już wyżej, więc podsumuję tylko, że jest naprawdę solidne. Grafiki są ładne, a rozmiar pudełka w sam raz. Polscy wydawcy powinni brać przykład.
Na początku wydało mi się dziwne to, że plansza w zasadzie nie bierze udziału w rozgrywce. Leży na środku stołu tak, aby każdy miał do niej swobodny dostęp, ale niczego na niej nie kładziemy. Jestem raczej przyzwyczajona do wędrowania po planszy, umieszczania na niej kart, znaczników i innych komponentów. Tutaj nic takiego się nie zdarzy. Mapa jest jedynie i aż pomocą naukową. Dla większości graczy, szczególnie tych niemieszkających w USA, jej brak uniemożliwiłby grę. W zasadzie dla geograficznych maniaków i osób narzekających na zbyt proste zasady można dopisać wariant zaawansowany – podczas gry nie używamy planszy, a poprawność trasy sprawdzamy po deklaracji gracza, że taką stworzył.
Zaawansowani gracze mogą narzekać na prostotę zasad, ale to nie dla nich ta gra powstała. Za to dzieci i początkujący powinni być bardzo zadowoleni. Jeśli chodzi o akcje to są aż(!) dwie i można je skrócić do krótkich poleceń – weź jedną płytkę i ją podmień lub odrzuć. Tworzenie połączeń jest intuicyjne i ich podsumowanie także zmieści się w jednym zdaniu. Uważam, że młodsze dzieci niż sugerowane przed autorów 10 lat poradzą sobie z samodzielną grą. Będą potrzebowały więcej czasu aby odnaleźć stany na mapie, a następnie kolejne parę chwil na zbudowanie sensownego połączenia, ale w ten sposób uczą się już nie tylko geografii, ale także planowania i przewidywania, a także podejmowania ryzyka.
Dla tych, którzy nie są zainteresowani Stanami Zjednoczonymi mam dobrą wiadomość – powstały także inne gry z tej serii. Pozostałe odsłony pozwolą nam zaplanować podróż po Afryce, Azji, Europie, oraz obu Amerykach (Północnej i Południowej). Bierzcie aparat, plecak i w drogę!
Plusy:
- walory edukacyjne
- ładne i solidne wydanie
- proste zasady
Minusy:
- losowość
- nudny koniec rozgrywki