Paperback – recenzja

Na wstępie jestem winien wam dwa wyjaśnienia. Po pierwsze niezwykle cenię sobie dobór gier przez wydawnictwo Baldar. Wszyscy pewnie znacie ciepło przyjęty Orlean, a także Altiplano, przez niektórych postrzegane jako następca tego pierwszego (a jeśli nie, obie te gry były przez nas opisywane na łamach bloga, więc zapraszam do lektury ich recenzji). Nie wiem czy wiecie, ale w portfolio Baldara znajduje się jeszcze kilka perełek, zarówno z grupy gier euro – choćby Simurgh czy Wiek Pary, a także lżejsze pozycje jak Cthulhu Światy czy Król Złodziei. Każdą z wymienionych gier cenię i nie odmawiam, gdy pojawia się na stole.


 

Ok! Czas na drugie wyjaśnienie. Jeśli jest grupa gier, których unikam jak ognia, są to gry słowne. Jakoś Scrabblo-podobne twory nigdy mi dostatecznie nie siadły. Dobierz literki, wymyśl słowo, które można z nich ułożyć, dobierz kolejne literki i tak w kółko. Co ciekawe niedawno w moje ręce trafiła gra słowna wydawnictwa BaldarPaperback. Nim dobrałem się do wnętrza pudełka wiedziałem, że nie będę dla tej gry łaskawy.

 

Fura kart

Zacznę bez zbędnego owijania w bawełnę i udawania, że nie mogłem się doczekać kiedy usiądę do rozgrywki w Paperback. Wcale mi się do tej gry nie spieszyło, a instrukcja była dość długo “tą drugą”, którą trzeba było przeczytać. W zasadzie, to pełna entuzjazmu była jedynie moja żona, która do spółki z synem zdarła folię z …muszę przyznać, że z całkiem ładnego pudełka. Fajnie narysowane, karykaturalne postaci dawały nadzieję, że w tej grze będę zajmował się czymś więcej niż tylko suchym układaniem długich i skomplikowanych słów. Układanie słów, dobierz literki, ułóż słowo, znów dobierz literki… na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Wspominałem już, że nie przepadam za grami słownymi?

W pudełku znajdziemy kilka talii kart i garść drewnianych znaczników. Super, alfabet na kartach, pomyślałem. W zasadzie tak było. Pula kart w grze jest solidna, a  co za tym idzie czeka na nas dużo literek. Aż się wzdrygnąłem. Wiecie już zatem, że gra trafiła do “odpowiedniej” osoby.

 

Spojrzałam z nadzieją na instrukcję. Ta nie wydawała się zbyt długa i co okazało się nieco później, została naprawdę zgrabnie napisana. Podczas gdy ja zaczynałem wgryzać się w zasady, moja żona układała karty, dzieląc je na kilka grup. W oczy rzuciły mi się oczywiście litery… dużo liter. Jednak dostrzegłem światełko w tunelu. Pod niektórymi z liter napisane były jakieś dodatkowe zasady. Dobre choć tyle, pomyślałem. Jeśli użyję “tej litery” odpalę przypisaną do niej akcję. Światło w tunelu było coraz wyraźniejsze, gdyż wyobraźnia szybko podpowiedziała mi, że pomimo układania słówek mam szansę na kombosiki. Lubię kombosiki. Za chwilę usłyszałem, “patrz, tu są okładki”. Faktycznie, na niektórych kartach znaleźliśmy okładki książek – znów narysowane w fajnym, nieco karykaturalnym stylu. “A tu są jeszcze jakieś talenty i tematy” – dodała żona nim na dobre przejrzałem okładki. Niech będzie, odparłam udając cały czas niechęć, choć w głębi duszy rodziła się ciekawość. Bez dodatkowych nacisków zabrałem się za instrukcję.W Paperback będziemy wcielać się w rolę pisarzy, którzy starają się stworzyć prawdziwy bestseller, czego odzwierciedleniem będa kolejne tytułu lądujące na naszej półce. Owe tytuły na koniec gry przyniosą nam punkty decydujące o wygranej. Każdy z graczy startuje z tą samą ręką kart. Mamy zatem do dyspozycji takie litery jak: N, R, S, W i Z oraz 5 kart jokerów, które mogą zastąpić dowolną literę. Dostępna jest również dla wszystkich graczy jedna losowa karta, której każdy może użyć podczas budowy swojego słowa, a jest to tak zwana wspólna litera.

Podczas przygotowania pola gry czeka nas trochę rozkładania ponieważ karty trzeba umieścić w odpowiednich stosach. Jakie karty zapytacie? Ano takie, z których będziemy budować swoją talię, przyznacie, że ta z którą zaczynamy wygląda doprawdy chudo. Zakupione karty zwiększą nasze możliwości, a co za tym idzie, w trakcie gry będziemy mogli tworzyć coraz bardziej skomplikowane słowa.

Dostępne w grze karty liter dzielą się na trzy rodzaje:

– takie na których znajduje się pojedyncza litera,

– takie na których jest zbitką dwóch liter,

– takie na których mamy dwie litery do wyboru.

Każda z liter, której użyjemy do budowy słowa daje nam punkty – są takie dzięki którym uzyskamy tylko jeden punkt, ale i takie które dadzą nam nawet trzy czy cztery punkty. Po ułożeniu słowa sumujemy punkty z wykorzystanych kart i dzięki nim możemy ze wspomnianych wcześniej stosów zakupić karty. Niestety nie wszystkie kosztują tyle samo.

Przygotowując grę rozkładamy karty na stosy zgodnie z ich cenami. Koszt kart waha się od 2 do 10. Jak się zapewne domyślacie te tańsze są znacznie gorsze od droższych. Może Was zaskoczę, ale taką literę “P” kupicie zarówno w niższej jak i wyższej cenie. Po co przepłacać? Powody są dwa. Po pierwsze dzięki “lepszej” wersji tej samej litery może być ona wyżej punktowana podczas konstrukcji słowa. Tańsza litera da wam jeden punkt, a jej droższa wersja być może nawet dwa lub trzy. Ponadto wspomniałem wcześniej, że litery mają przyporządkowane akcje, które można odpalać. Czasami wchodzą one z automatu kiedy tylko dana litera znajdzie się w słowie; innym razem musimy spełnić określony warunek (np: litera musi być użyta jako pierwsza w słowie lub efekt litery uda się odpalić jeśli do konstrukcji słowa użyjemy wszystkich kart z ręki). Aktywacja efektów jest esencją gry i z moich doświadczeń wynika, że kto nie wykorzystuje ich należycie ten przegrywa.

Zasady specjalne zawarte na kartach pozwalają nam zwiększać wartość stworzonych słów lub użytych liter, dobrać większą liczbę kart na rękę, ale też utrudnić grę pozostałym uczestnikom zabawy. Karty ze zdolnością specjalną atak mogą sprawić, że nasi rywale zostaną znacząco ograniczeni – będa mogli dokupić tylko jedną kartę, nie będa mogli używać Jokerów czy karty wspólnej litery. Efektów na kartach, zarówno tych pozytywnych jak i zaczepnych, jest naprawdę wiele i pozwalają one budować niezłe kombosy.

Clou gry nie stanowi jednak kupowanie kolejnych liter, gdyż te są zaledwie środkiem do osiągnięcia celu. Punkty na koniec przyniosą nam karty sławy i działają one dokładnie tak jak posiadane przez nas od początku jokery. Dla przypomnienia nadmienię, że grę rozpoczynamy posiadając pięć jokerów, a każdy wart jest na koniec gry dwa punkty. Możemy jednak zwiększyć posiadaną pulę jokerów i za punkty uzyskane z budowy słowa zamiast kolejnych liter kupić kartę sławy. Te są odpowiednio droższe gdyż ich cena zaczyna się od pięciu i ciągnie aż do siedemnastu. W trakcie gry nowo zakupione jokery (karty sławy) nie różnią się niczym od tych, które mieliśmy od początku – każdy z nich zastępuje dowolną literę. Ich wartość poznajemy dopiero na koniec rozgrywki, gdyż to one w znacznej mierze będą mieć wpływ na nasze zwycięstwo.

Każdy joker ma jednak swoje nieco ciemniejsze oblicze. Choć z jednej strony użycie go wydaje się świetnym pomysłem to niestety nie przynosi ono żadnych punktów, za które możemy zakupić kolejne litery. W skutek tego, słowo w którym wykorzystaliśmy masę jokerów jest niewiele warte i tak naprawdę nie posuwa nas do przodu w walce o zwycięstwo. Ktoś z Was mógłby teraz powiedzieć – “dobra, to w czym problem? Po prostu nie będę korzystał z jokerów i sytuacja rozwiąże się sama.” Dość długo zwlekałem z tym by znów odwołać się do tego, że Paperback to gra, w której budujemy własną talię. Zaczynamy z dziesięcioma kartami, pięć liter i pięć jokerów. Każdą kolejną, kupioną kartę należy umieścić na prywatnym stosie kart odrzuconych. Kiedy talia kart, z początku bardzo chudziutka, wyczerpie się, należy potasować stos odrzucony i utworzyć z niego nową talię. Szkopuł w tym, że standardowo dobieramy pięć kart na rękę, a po ułożeniu słowa na stos kart zużytych odrzucamy zarówno litery, których użyliśmy jak i te, które zostały nam na ręku. Prowadzi to do sytuacji, w której nieustannie musimy kontrolować budowę naszej talii. Jeśli zbyt szybko kupimy kilka jokerów, które bądź co bądź stanowią o zwycięstwie, możemy mieć problem ze zdobywaniem punktów w późniejszych rundach, gdyż będziemy zwiększać prawdopodobieństwa pojawiania się na ręku kart, które choć pomagają układać rozmaite słowa to nie przynoszą punktów. Zwróciłem uwagę, że moi współgracze od początku rzucili się na kupowanie liter, zupełnie ignorując karty sławy. Jest to dobra decyzja, gdyż z rundy na rundę zwiększamy nasz arsenał słowotwórczy, co przekłada się na możliwość budowania bardziej zaawansowanych słów, przynoszących więcej punktów. Nie można się w tym jednak zbytnio zapędzić. Ważnym jest by wyczuć odpowiedni moment, w którym przestajemy kupować masowo litery i zaczynamy je uzupełniać jokerami.

Gra kończy się w jednym z dwóch przypadków:

  1. z chwilą gdy wyczerpią się dwa stosy kart sławy,
  2. gdy gracze zgarną wszystkie cztery karty wspólnej litery.  

Zgarnianie kart wspólnej litery nie należy do rzeczy łatwych i zapomnijcie o tym w ciągu kilku pierwszych rund. Dla przypomnienia dodam, że karta wspólnej litery leży cały czas odkryta i każdy z graczy może z niej skorzystać podczas budowy słowa. Możemy jednak zdobyć ją tylko dla siebie. Wymogiem jest ułożenie odpowiednio długiego słowa.  Pierwszą kartę możemy zabrać za słowo złożone z siedmiu liter, drugą za słowo złożone z ośmiu, trzecią za słowo zbudowane z dziewięciu a ostatnią za długaśne dziesięcioliterowe słowo. Karty wspólnej litery to samogłoski, a jak wiadomo te zawsze przydają się podczas budowy słów więc dobrze jest je mieć w swojej talii. Jeśli dodam, że każda z nich warta jest na koniec gry pięć punktów, to chyba rozumiecie, że jest o co się bić.

 

Kombinujmy i kombujmy

Podsumowanie zacznę w swoim stylu – ależ ta gra jest dobra. Słowa układa się stosunkowo prosto, budowanie talii sprawia masę frajdy, a generowanie kombosów to już prawdziwa esencja rozgrywki. Dobrze skomponowane słowo, da nam nie tylko dużo punktów, nie tylko ułatwi nam rozgrywkę w kolejnej rundzie, ale może też napsuć krwi przeciwnikom. Uwielbiam dozę, subtelnie wpisanej w tę grę  interakcji, której pozornie Paperback jest pozbawiony. Nie ukrywam, że z początku mieliśmy odczucie, że gramy na zasadzie “każdy sobie”. Nic bardziej mylnego. Jako pierwsze przetestowaliśmy ataki (czyli specjalne efekty zagranych liter), które – co ważne – nie wypaczają wyniku rundy, jednak zmuszają naszych rywali do jeszcze większego główkowania. Potem doszło podbieranie kart wspólnej litery. Uwierzcie, że nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż chwila, w której nie dość, że układamy długie słowo, zgarniamy za nie furę punktów, kartę wspólnej litery, to jeszcze na osłodę słyszymy jęk naszego przeciwnika, któremu właśnie tej litery zabraknie do zbudowania słowa.

W moim prywatnym rankingu Paperback zjada na śniadanie wszystkie gry, gdzie tworzymy słowa. Ważnym jest również, że przygotowując się do swojej kolejki nie musimy czekać na naszych rywali. Fakt ich działanie może nieco popsuć nasz plan, jednak rzadko zdarza się by wywracało je do góry nogami. Przez to gra płynie dość szybko, a na dodatek genialnie się skaluje.

Tym co niektórzy mogą poczytać grze na minus to czas rozgrywki. Paperback to nie jest jedna z krótkich gier słownych przy jakich siadamy na 30 minut. To tytuł, który przy odpowiednim zacięciu graczy może wyrwać z życia i półtorej godziny. Niemniej pytaniem, które powinniśmy sobie zadać nie jest “ile się w to gra?”, ale “jakie wrażenia płyną z tak długiej rozgrywki?”, a wrażenia, jak zdążyliście przeczytać, są jak najbardziej pozytywne.

Na koniec wspomnę jeszcze słowem o dodatkach, które znajdziemy w pudełku. To niewielkie rozszerzenia, takie jak karty talentów czy tematów, a także kilka zasad alternatywnych, które są miłym bonusem. Ich obecność sprawia, że gra się nieco inaczej jednak zmiany choć ciekawe, są zaledwie kosmetyczne i co najistotniejsze nie wypaczają żadnej z zalet gry.

Paperback to kawał solidnej gry z zacną mechaniką deckbuildingu, w której niewiele zależy od losu, a naprawdę dużo od nas. Jako antyfan gier słownych szczerze polecam!

 

Plusy:

  • wykonanie – jeśli gra słowna może być ładna to ta z pewnością jest
  • przemyślana mechanika, dobry balans i satysfkacjonująca rozgrywka
  • proste zasady
  • dobra skalowalność i regrywalność
  • syndrom jeszcze jednego… słowa 🙂

 

Minusy:

  • żeby Paperback Ci się nie spodobał musisz mieć większą alergię na gry słowne ode mnie 🙂

 

 


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, zajrzyjcie koniecznie na nasze fanpage’e na: