Dead Men Tell No Tales – recenzja

Jest taka świetna gra planszowa w klimatach piratów, która pozwala wcielić się w korsarza i poczuć wiatr we włosach, grog w gardle i zew natury… Tą grą mieli być „Kupcy i korsarze”, na których byłem bardzo mocno nakręcony, po tym jak poczytałem o czym (rzekomo) jest ta gra i co (ponoć) można w niej robić. Później ją pożyczyłem, zagrałem kilka razy i zapał opadł. Na długo. Zraziłem się do gier o tematyce pirackiej, aż do momentu, kiedy zaprosiłem do siebie chłopaków z All in Games na Stark Expo w Polanicy-Zdroju. Wtedy to pokazali mi Magię Czarnego Sportu (który akurat nie polega na zakopywaniu pirackiego skarbu na czas – a szkoda!), Zaginioną (niestety nie piracką…) ekspedycję. W późniejszym czasie miałem też szansę poznać gwiazdę dzisiejszej recenzji: Czytaj dalej

Zamki Burgundii – recenzja

„Zamki Burgundii” to jedna z tych gier, o których wiele słyszałam, ale nigdy nie miałam możliwości nawet rzucić okiem na czyjąś rozgrywkę. Każda osoba znająca ten tytuł mówiła, że to takie „must have” dla fanów Felda. Kilka jego tytułów miałam okazję wypróbować i całkiem dobrze trafiły w mój gust, więc z niecierpliwością zasiadłam do stołu. Księciem z Burgundii jeszcze nie miałam okazji być, natomiast budowałam już zamki, pastwiska i kopalnie. Bez zbędnej skromności mogę powiedzieć, że czułam się na siłach udźwignąć budowę kolejnych włości w mojej kolekcji. Czytaj dalej

Testowane na dzieciach #2 – Szybko, edukacyjnie i ze zwierzętami

Nie wiem czy też tak macie, ale grając z moim synem unikam gier, które są zwyczajnym zabijaczem czasu – patrz Chińczyk. Z początku w każdej grze widziałem możliwość rozwoju dla Antka bo przecież nawet w najprostszym “turlaczu” powtarzał wielokrotnie liczenie do sześciu, więc minimalny walor edukacyjny dało się zauważyć. Partia w Chińczyka jednak nie kalkuluje się, kiedy zestawimy czas rozgrywki z “jakością” samej rozgrywki. Dlatego, jak wspomniałem na wstępie staram się by gry wymagały ciut myślenia, czy to na poziomie podstawowego memory czy choćby jak to miało miejsce w opisywanych ostatnio “Nogach Stonogi”, uczyły dostrzegania drobnych zależności. Czytaj dalej

Orleans – recenzja

Jako początkujący gracz próbowałam rozgrywek w najróżniejsze tytuły, nie wiedząc nawet czym się różni ameristyle od klasycznych euro gier (na to pytanie na szczęście znajdziecie odpowiedź w fantastycznym przewodniku Krzyśka, który znajdziecie TUTAJ). Oczywiście z czasem, grając coraz częściej, stawałam się bardziej świadoma, a co za tym idzie – odnalazłam swoje własne, planszowe preferencje. W ten sposób euro gry nie trafiły do kręgu moich upodobań i za każdym razem zwyczajnie je unikałam. Dlaczego? Ze względu na powtarzalność czynności. Męczyły mnie rozgrywki, w których musiałam wykonywać te same ruchy, a gra ciągnęła się w nieskończoność, kiedy trafiałam na osoby z zamiłowaniem do analizowania każdego ruchu własnego i swego przeciwnika. Nie oznacza to, że na mojej liście ulubionych gier nie ma ani jednego euro. Owszem, coś się znajdzie, ale jest tego niewiele. Lubię jednak kiedy gra mnie zaskakuje, czy to mechaniką, czy jakimś specjalnie dedykowanym elementem. Takim tytułem jest „Orleans” wykorzystujący mechanikę bag-buildingu, która przykuła moją uwagę. Pozycja przeznaczona jest dla od dwóch do czterech graczy, trwa dziewięćdziesiąt minut, a według informacji wydawcy, zagrają w nią również dzieci powyżej dwunastego roku życia. Jeśli jesteście ciekawi końcowego werdyktu, zapraszam do dalszej lektury! Czytaj dalej

Dice City – recenzja

Z losowością w planszówkach bywa różnie, zazwyczaj gracze są podzieleni na dwa obozy: na tych, którzy kości się nie boją i preferują element zaskoczenia w grach, oraz na tych, którzy wolą mieć wszystko pod kontrolą. Dużo zależy również od samego tytułu, ponieważ nie zawsze cała mechanika opiera się na ich przerzucaniu, a stanowi jedynie dodatek do rozgrywki. W tym artykule przedstawię pozycję, która sprawi, że mechanika z wykorzystaniem kolorowych sześcianów przypadnie wam do gustu, ponieważ w „Dice City” bez kości ani rusz! Czytaj dalej

Gemino – recenzja

Gdy trafiła do mnie kolejna abstrakcyjna gra logiczna uzmysłowiłam sobie, że chociaż lubię ten rodzaj planszówek, to w zasadzie niewiele spośród nich rzeczywiście posiadam i rzadko mam ochotę w nie grać. Szczególnie te, które polegają na układaniu symboli, kształtów, kart lub cyferek tak, aby stworzyły punktujący rząd, kolumnę lub konkretną kolejność, są dosyć powtarzalne. Dlatego ciężko jest stworzyć grę, w której układanie płytek nie będzie nudne. Gdy wzięłam do ręki „Gemino”, nie miałam wielkich nadziei na to, że gra będzie mi się podobała. Na szczęście się myliłam i chętnie się do tej pomyłki przyznaję. Czytaj dalej

Amazonki – recenzja

Kusiło Was kiedyś, aby wybrać się na owianą tajemnicą wyspę i odnaleźć ukryty skarb? Albo znaleźć mapę prowadzącą do dawno zaginionej, mitycznej krainy? A może chcielibyście odkryć cywilizację w środku dżungli, o której dawno zapomniał świat? Jeśli dreszczyk emocji związany ze wspomnianymi przygodami jest Wam znany, to powinniście zrozumieć motywację (anty)bohaterów gry „Amazonki”. Chociaż oni skupili się bardziej na skarbie niż przygodzie. Tak czy inaczej weszli do świątyni, za nic mając ostrzeżenia miejscowych o strażniczkach i niebezpiecznych pułapkach. Czytaj dalej

Rzutem do mety – recenzja

Muszę przyznać, że interakcja jest tym co przyciąga mnie do gier jak magnes i wszystkie tytuły, które jej unikają lub pozwalają jedynie “popasjansować” muszą przebyć zdecydowanie bardziej wyboistą drogę by ostatecznie trafić na mój stół. Przyznam również, że gram w towarzystwie ludzi, którzy najbardziej rodzinne tytuły potrafią przekuć w zajadłą potyczkę. Z moim przyjacielem od lat hołdujemy tradycji, że nie ważne który z nas wygra, ważne by “dokopać” temu drugiemu, ot taka nasza mała rywalizacja. Czytaj dalej

Poradnik planszomaniaka #3 – Ameri czy Euro… A właściwie co to takiego?

Wielu z was zapewne słyszało przynajmniej raz wyrażenie “gra euro” albo “ameritrash”. Zaawansowani gracze używają tych terminów, porównując różne mechaniki „eurosucharów” albo dyskutując o zaletach najnowszej gry „ameri”. Rozpoczynając jednak swoją przygodę z grami planszowymi nie zawsze wiemy o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. W dzisiejszym odcinku Poradnika Planszomaniaka pochylę się nad tymi terminami, objaśniając ich znaczenie. Zapraszam zatem do lektury! Czytaj dalej

Perdition’s Mouth: Abyssal Rift Revised Edition – recenzja

W ostatnich kilku latach na rynku gier planszowych można zaobserwować prawdziwy wysyp gier z gatunku dungeon crawlerów. Niestety, kolejne produkcje częstokroć powielają te same rozwiązania mechaniczne przez co nie trudno zaryzykować stwierdzeniem, że jeśli zagrało się w jednego „lochołaza”, zagrało się we wszystkie. Na pierwszy rzut oka większość gier tego gatunku różni się tylko kształtem figurek i szatą graficzną pozostałych komponentów. Do podobnych wniosków musieli dojść projektanci z fińskiego studio Dragon Dawn Productions, ponieważ w swej grze Perdition’s Mouth: Abyssal Rift użyli zupełnie innego języka, aby zobrazować procesy jakich zwykle dane nam będzie uświadczyć w grach tego gatunku, zastępując losowość generowaną przez kości rozwiązaniami rodem z gier euro. Przy tym samą grę dedykowali bardziej dojrzałemu odbiorcy za sprawą oprawy graficznej, która przywodzi na myśl światy wykreowane w horrorach spod pióra Clive’a Barkera czy H.P. Lovecrafta. Jak im to wyszło? Po odpowiedź na to pytanie zapraszam do dalszej lektury!

Czytaj dalej