Karmaka – recenzja

Mam dziś przyjemność przedstawić Wam grę Karmaka, która w tym miesiącu ukazała się w polskiej wersji językowej nakładem wydawnictwa Fox Games. Karmaka to strategiczna gra karciana, czerpiąca całymi garściami z buddyzmu i filozofii karmy. Gracze rywalizują ze sobą, wspinając się po kolejnych szczeblach karmicznej drabiny, starając się osiągnąć najwyższy szczebel ewolucji duchowej – transcendencję. Aby ją osiągnąć, uczestnicy gry będą zagrywać karty dobrych i złych uczynków, musząc przy tym pamiętać, że karma potrafi sprawić, iż zło, które wyrządzimy innym może do nas wrócić. Dlatego też gracze, chcąc spowolnić postępy przeciwników, muszą z rozwagą zagrywać karty, aby ich czyny nie odwróciły się przeciwko nim w przyszłych wcieleniach.

 

„Cokolwiek uczynię, prawość lub nieprawość, stanę się tego spadkobiercą”

Główna idea karmy głosi, że nasze czyny tworzą przyszłe doświadczenia i przez to każdy jest odpowiedzialny za własne życie, cierpienie oraz szczęście, jakie sprowadza na siebie i innych. Twórcy gry postanowili wpleść tę filozofię w mechanikę, dając graczom narzędzie pozwalające dokonywać wyboru w tym, jak chcemy osiągnąć wyższe szczeble karmicznej drabiny. Suma naszych czynów pokaże, czy będzie nam dane przeżyć kolejny raz to samo życie, czy też dokonamy awansu na kolejny poziom duchowego rozwoju, przeżywając reinkarnację. Jednakże, dokonując wyborów, musimy się liczyć z tym, że nasze czyny mogą się obrócić przeciwko nam, zataczając koło i potwierdzając stare przysłowie: „co posiejecie, to zbierzecie”.

Podczas przygotowania rozgrywki gracze otrzymują na start po kilka kart na rękę oraz do ich osobistej talii, skąd dociągają karty.. Karty wzmacniają motyw przemijania obecny w grze, gdyż reprezentują przebieg naszego życia. Gdy wyczerpią się nam zarówno karty w talii oraz na ręce, nasze dotychczasowe życie dobiegnie końca. Następuje po tym czas osobistego rozrachunku, który pokaże, czy nasze działania we właśnie kończącym się życiu pozwolą nam osiągnąć wyższy poziom istnienia w kolejnym wcieleniu, czy też będziemy zmuszeni do odbycia ponownej podróży przez życie w obecnej formie.

Osiągnięcie awansu na kolejny szczebel karmicznej drabiny możemy sobie zagwarantować zagrywając karty jako uczynki. Po śmierci, sumujemy tylko jeden, wybrany kolor uczynków. Jeśli suma wszystkich kart danego koloru jest równa bądź wyższa od kolejnego poziomu na drabinie, przesuniemy naszego pionka o jeden poziom w górę, zaznaczając w ten sposób, iż wznieśliśmy się ponad bieżącą sferę istnienia, aby rozpocząć nasz przyszły żywot jako zupełnie inna forma. Warto w tym miejscu napomknąć, że grę rozpoczynamy jako żuki gnojowe. Kolejne szczeble drabiny pozwolą nam przeżyć żywot jako węże, wilki, następnie małpy, a stamtąd czeka nas już ostateczna transcendencja – zwycięstwo i ostateczny cel naszej wędrówki.

Karty w grze odzwierciedlają charakter ludzkiej natury: czerwone wyrażają nihilistyczne i niszczące podejście; zielone czyny bogate w hojność i temperament, niebieskie zaś przebiegłość i odwagę. W grze występuje także czwarty rodzaj kart – mozaiki, które traktowane są jako karty dowolnego koloru. Ciekawym rozwiązaniem jest to, że karty możemy zagrywać na kilka różnych sposobów: jako uczynki (dają punkty potrzebne do reinkarnacji) lub zdolności (wykonując polecenie z karty), a także możemy odłożyć wybraną kartę na stos przyszłego życia, tworząc w ten sposób talię, z której będziemy korzystać w przyszłym wcieleniu. Tworzy to ciekawy wachlarz możliwości, obejmujący zarządzanie ręką, zbieranie kolekcji kart czy wreszcie możliwość zagrywania kart dla ich umiejętności. To ostatnie działanie powiązane jest jednak z mechanizmem samobalansującym, przez który kartę zagraną dla umiejętności, przekazujemy przeciwnikowi, który może ją dodać do swojej talii kart Przyszłego Życia, co pozwoli mu zagrać ją na nas samych w swoim przyszłym wcieleniu.

Karma kołem się toczy…

Zagrywanie kart na kilka różnych sposobów stanowi trzon gry. Wprowadza to nutkę strategii i sprawia, że pomimo prostych zasad, Karmaka wcale nie należy do prostych gier. Wręcz przeciwnie – próba kontrolowania poczynań przeciwników, gdy w tym samym czasie staramy się osiągnąć własne cele sprawia, że rozgrywka nabiera niezwykle rywalizacyjnego charakteru. Rozgrywając z żoną kilka partii na dwie osoby, co chwilę następowały zagrywki typu wet za wet. Nie zważając na konsekwencje związane z karmą, zagrywaliśmy na siebie kolejne umiejętności posiadanych kart, albo odbierając sobie dobre uczynki, albo kopiując wzajemne zdolności posiadanych kart, aby zyskać przewagę nad przeciwnikiem. Karty, bowiem, zawierają kilka ciekawych sztuczek pozwalających manipulować talią. Na przykład, gdy brakuje nam dobrych uczynków, aby z powodzeniem przenieść się poprzez reinkarnację na kolejny poziom egzystencji, możemy zagrać kartę o nazwie „Długowieczność”, która umożliwia dodanie dwóch kart do talii dowolnego gracza. Możemy ją zagrać na siebie jeśli brakuje nam kart w talii lub na przeciwnika, aby wydłużyć jego życie (nie może umrzeć, dopóki jest w stanie dociągać lub zagrywać karty), dzięki czemu zyskamy więcej czasu, aby go wyprzedzić. Ważną strategią w grze jest polityka odmowy, czyli niepozwolenie naszemu przeciwnikowi na pomyślną reinkarnację, która wyprowadziłaby go na prowadzenie w wyścigu po ostateczną transcendencję.

Przyznam, że czytając opis z pudełka, byłem zaintrygowany tym, jak autorom uda się wpleść elementy buddyzmu, przedstawiając motyw wędrówki przez życie, śmierć i ostatecznie – reinkarnację w nowej formie. Intrygowała mnie także mechanika przyczyny i skutku przedstawiona w grze jako karma. Gra, bowiem, nie wnosi do gatunku nic nowego. Wykorzystuje ona klasyczne mechaniki budowy talii, zarządzania ręką oraz kolekcjonowania zestawów. Dzięki otoczce tematycznej robi to jednak dobrze, a tworzenie talii przyszłego życia wprowadza pewien powiew świeżości, gdyż takiego rozwiązania jeszcze nie widziałem w innych grach. Niestety, sama karma, choć stanowi istotny element mechaniki, wprowadzający strategię i taktykę do naszych poczynań, traci swój pazur w późniejszych etapach rozgrywki. Będąc na przedostatnim szczeblu drabiny karmicznej (małpy) znikają wszelkie zahamowania, powstrzymujące nas przed zagrywaniem nawet najbardziej wrednych kart. Po kolejnej reinkarnacji nie będzie już kolejnej rundy, w związku z czym gracze zrzucają rękawice, by zadawać potężne ciosy przeciwnikowi, aby tylko spowolnić jego postęp i zyskać na czasie. To sprawia, że filozofia buddyzmu o nieczynieniu innemu, co nam samym niemiłe kompletnie się zaciera.

W rozgrywce bardzo ważnym jest też, aby dotrzymywać kroku przeciwnikowi. Jeśli bowiem komuś uda się wzbić o dwa poziomy wyżej niż nam, nie mamy raczej szansy, aby go dogonić. Jedynym chyba sposobem na to jest zagrywanie sporej ilości negatywnych uczynków na przeciwnika, jednocześnie mocno ryzykując złą karmą, by szybciej pozbyć się kart i umrzeć w nadziei na to, że starczy nam punktów do wzniesienia się o szczebel wyżej, podczas gdy przeciwnik będzie trwał nadal w swym obecnym wcieleniu. Niestety takie przypadki zdarzają się rzadko i jeśli nasz przeciwnik wysunie się na prowadzenie o kilka pozycji, zwykle grę można zakończyć już na tym etapie, gdyż dogonienie go, nim ten osiągnie transcendencję jest z reguły niemożliwe.

Podsumowując, Karmaka to kolejna gra typu „pociągnij kartę, zagraj kartę”. Pod tym względem jest przeraźliwie przeciętna. Niemniej jednak, autorom gry udało się z powodzeniem połączyć mechanikę z filozofią karmy i elementami buddyzmu. Jeśli dodamy do tego impresjonistyczne obrazy zdobiące karty, gra dostarcza niezapomnianych doznań, a rozgrywka zdecydowanie nie należy do banalnych. Karmaka należy do gier łatwych do nauczenia się, ale trudnych do opanowania. Z każdą kolejną rozgrywką nasze poczynania nabierały większej finezji, gdy wraz z żoną poznawaliśmy zastosowania kolejnych kart i uczyliśmy się formować nowe, bardziej wymyślne strategie. Już dawno żadna gra nie wciągnęła nas do tego stopnia – nawet A Handful of Stars, którym niedawno zagrywaliśmy się przez kilka dni z rzędu . Jeśli ktoś szuka mocno konfrontacyjnej gry dla dwojga (choć w Karmakę może zagrać nawet czterech graczy), zdecydowanie polecam, by sięgnąć po ten tytuł. My się nie zawiedliśmy!

Ocena końcowa

 

Plusy

  • Piękne, impresjonistyczne grafiki kart
  • Łatwe do opanowania zasady
  • Nietuzinkowa rozgrywka łącząca długofalowe planowanie i taktykę z negatywną interakcją
  • Solidne wykonanie elementów gry
  • Krótki czas rozgrywki (ok. 30 min przy 2 graczach)

Minusy

  • Polskie wydanie zawiera zwykłe „meeple” zamiast pionków przedstawiających buddę, które lepiej prezentowałyby się na torze reinkarnacji.
  • Wariant na 3 – 4 graczy jest o wiele mniej dynamiczny niż rozgrywka na dwie osoby.
     


    Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu


    Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, polubcie moją stronę na Facebooku.