Podsumowanie miesiąca – Wrzesień 2018

Jeszcze nie tak dawno świętowałem pierwszy rok istnienia bloga, a tymczasem wakacje dobiegły końca, a sam wrzesień przeleciał jak z bicza strzelił. Ostatni miesiąc był dla mnie okresem pełnej mobilizacji i ciężkiej pracy. Na blogu pojawiło się kilka dłuższych tekstów recenzji, a także jedna relacja z lokalnego konwentu. Czas więc na chwilę przystanąć i zerknąć wstecz by podsumować wrzesień na blogu. Zapraszam do lektury!

 

Koniec lata, rozpoczęcie sezonu na planszówki

Pogoda w ostatnich dniach, a także coraz szybciej nastający za oknami mrok przypominają nam, że niewątpliwie lato dobiegło końca i nastała jesień, która jak co roku przejawiać się będzie zwiększoną frekwencją rozgrywek w bardziej wymagające gry. Samo lato, bowiem to dla mnie czas, w którym rzadziej zasiadam do cięższych tytułów, traktujących o podbojach kosmosu czy poszukiwaniu sławy i bogactw w okolicznych lochach. Wyjazdy urlopowe osób z mojej grupy, a także własne plany związane z wypoczynkiem sprawiają, że na stole (lub innej powierzchni na której przyjdzie mi w danym momencie grać) lądują raczej lżejsze tytuły. Dlatego też w lipcu i sierpniu na blogu częściej publikowałem materiały poświęcone kompaktowym grom, których rozmiar oraz proste zasady stały w parze z wysoką regrywalnością, pozwalającą łatwo wciągnąć do rozgrywki przypadkowych wczasowiczów, poznanych w miejscach, które odwiedzałem w trakcie swych wakacyjnych podróży. W jednym z artykułów na blogu nazwałem ten okres całkiem przez przypadek „wakacyjnym przeglądem prostych gier karcianych”. Przegląd ten wymusiły także po części same premiery gier na naszym rynku, wśród których w przeważającej części pojawiały się małe, prostsze tytuły, a było ich w tym roku na naszym rynku aż od zatrzęsienia. Cieszy mnie zatem fakt, że wszystko wskazuje na to, iż w przyszłym roku rodzime wydawnictwa zasypią nas falą większych tytułów, bardziej nastawionych na zaawansowanych graczy, ale wrócę do tego tematu w dalszej części tekstu.

W drugiej połowie okresu wakacyjnego zaczęliśmy razem z grupą ogrywać co bardziej zaawansowane gry. Na stole lądowały m.in. Dominant Species, Black Orchestra; powróciliśmy także do ogrywania V Commandos oraz Peak Oil. W szczególności cieszę się z Dominant Species, gdyż jest to tytuł na który polowałem kilka lat, a dopiero w sierpniu, w wyniku z dawna oczekiwanego dodruku udało mi się nabyć tę fantastyczną grę strategiczną od GMT Games. Tytuł ten pozwala graczom wcielić się w rolę wczesnych pod względem ewolucyjnym gatunków zamieszkujących naszą planetę. W trakcie rozgrywki gracze poprowadzą swe gatunki do dominacji, przystosowując je do życia w nowych środowiskach i jednocześnie starając się możliwie jak najlepiej przystosować do zbliżającej się nieubłagalnie epoki lodowcowej. Dominant Species nie należy do prostych gier, choć mechanika zastosowana w grze nie powinna sprawić problemu nawet średniozaawansowanym euro-graczom. Główny silnik gry napędza programowanie akcji w stylu worker placement – umieszczamy nasze dyski, niczym pracowników na polach akcji, które w późniejszej fazie będą rozgrywane w określonej kolejności. Poszczególne akcje pozwolą nam natomiast wchodzić w interakcję z innymi graczami jak i otoczeniem, które na składającej się z sześciobocznych kafli planszy reprezentować będą drewniane stożki i kostki w kolorach graczy jak i tekturowe żetony symbolizujące dostępne w danej biosferze pożywienie. Brzmi to dosyć abstrakcyjnie, bo tak też jest. Warstwa wizualna w grze odarta jest ze zbędnych elementów jak figurki czy bardziej rozbudowane graficznie żetony. Zastosowanie prostych kostek (tutaj oznaczających poszczególne rasy ssaków i gadów należących do kontrolowanych przez graczy gatunków) pozwala skupić się na strategii i ułatwia kontrolowanie ciągle zmieniającej się sytuacji na planszy. Gdybym miał dokonać porównania, powiedziałbym o Dominant Species, że jest grą w której ciężar decyzji jak i ich liczba podobne są do tych, jakie podejmujemy np. w Twilight Imperium. Sam Dominant w kuluarach często z resztą jest nazywany „Twilightem dla eurograczy”.

Wrzesień na blogu

Przechodząc jednak dalej, we wrześniu dane mi było opisać na blogu wiele interesujących tytułów. W wyniku przedpremierowego pokazu, zorganizowanego przez wydawnictwo Rebel w katowickiej kawiarni Ludiversum miałem możliwość poznać Coimbrę oraz Tagi. Moje wrażenia z rozgrywki w ten pierwszy tytuł mieliście okazję już czytać na blogu w tym artykule, natomiast same Tagi są bardzo przystępną i szybką grą w kojarzenie i odgadywanie haseł wskazanych na tytułowych tagach – karteczkach zawierających pewne hasło, odnoszące się do jednej z wielu kategorii. Tagom postaram się jeszcze poświęcić bardziej obszerny materiał, gdy nadarzy się ku temu okazja.

Prowadzenie bloga w pojedynkę, a także dwóch poświęconych mu fanpage’ów na Facebooku i Instagramie to nie lada wyzwanie. Chcąc odciążyć się odrobinę z pracy, zawiązałem więc współpracę z BoardgameShot, którego zdjęcia mogliście podziwiać w niektórych recenzjach na przestrzeni sierpnia i września. Ich autor, Mateusz Zajda w ostatnich miesiącach zyskiwał coraz większą sławę i zainteresowanie w środowisku planszówkowym, tworząc sesje fotograficzne do ogromnej liczby gier. Jego prace będziecie mogli podziwiać także w przyszłych artykułach na Custodianie, ilekroć będą pokrywały się z tematami, o których będę pisał. Nie oznacza to jednak, iż nie ma tu miejsca dla innych artystów, pragnących prezentować swe prace. Jeśli więc interesowałoby Cię, drogi czytelniku, pokazanie swych zdjęć na łamach niniejszego bloga, zachęcam do kontaktu za pomocą niniejszego formularza. Z miłą chęcią odpowiem na każdą ofertę współpracy i pomocy w tworzeniu bloga.

Schodząc na chwilę na boczny tor, we wrześniu na stole pośród wielu innych tytułów lądowała u mnie gra niezwykła, będąca typowym tworem autorskim, skierowanym do koneserów lubujących się w grach ekonomicznych o z pozoru ciężkich, lecz na pewno mocno zazębiających się mechanizmach, z których każdy wpływa w istotny sposób na równowagę pozostałych. Tą grą jest oczywiście Feudum Marka Swansona – autora gry i założyciela wydawnictwa Odd Bird. O samej grze będziecie mogli poczytać w mojej recenzji już w październiku. Na chwilę obecną powiem jednak, że będąc w pełni świadomy zalet jak i wad, pozostaję zauroczony tym tytułem. O jej istnieniu wiedziałem od czasów pierwszej kampanii na platformie Kickstarter dwa lata temu, za pomocą której została ona wydana. Jednakże, dopiero na przełomie sierpnia i września miałem możliwość ją poznać, ale poznawanie gry na pewno nie było przysłowiowym spacerkiem w parku. Po kilku powtórzeniach lektury instrukcji i obejrzeniu filmu przybliżającego zasady w mojej głowie malował się w najlepszym wypadku mętny obraz tego, jak właściwie ma wyglądać rozgrywka. Dopiero podczas pierwszej rozgrywanej partii wszystkie elementy ułożyły się w jedną całość i nagle z gęstej mgły wkroczyliśmy w pełne słońce, które niemal nas oślepiło. Mniej więcej tak wyglądało uświadomienie sobie jak działa gra i jak funkcjonują jej mechanizmy. Do pełnego opanowania rozgrywki potrzebne jednak były jeszcze dwie kolejne rozgrywki, bo tak naprawdę dopiero po trzeciej partii mogłem stwierdzić, że graliśmy w pełni świadomie, choć zapewne popełnialiśmy wciąż jakieś marginalne błędy. Na chwilę obecną gra jest już w pełni ograna niemal w każdym składzie. Odpuściliśmy jedynie rozgrywki w gronie dwu- i sześcioosobowym, ze względu na zbyt duży luz na planszy w przypadku tego pierwszego, a nadmierny ścisk w drugim przypadku. Sądzę jednak, że po obecnych rozgrywkach maluje mi się w głownie całkiem kompletny obraz gry, pozwalający na jej miarodajne zrecenzowanie. Recenzji Feudum możecie się spodziewać na blogu najprawdopodobniej jeszcze w październiku.

Wracając jednak do głównego wątku, poza Coimbrą we wrześniu na blogu pojawiło się jeszcze kilka innych recenzji:

Burgle Bros. (Link do recenzji) – gra kooperacyjna, w której wcielamy się we włamywaczy próbujących obrabować wieżowiec. Proste zasady połączono tu z świetną, moim zdaniem, oprawą graficzną, która przywodzi na myśl klasyczne filmy akcji o skokach na banki jak np. Vabank czy oryginalnej wersji Ocean’s Eleven. Całość tworzy niesamowitą atmosferę i mam nadzieję, że rodzime wydawnictwa dostrzegą potencjał tego tytułu i wydadzą polską wersję językową, ponieważ na chwilę obecną gra pozostaje niemal całkowicie niedostępna na naszym rynku.

Gra Pomyłek (Link do recenzji – Ta prosta karcianka na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy lądowała na naszym stole stosunkowo rzadko, ale nie zmienia to faktu, iż za każdym razem całkiem dobrze się przy niej bawiliśmy. Niewielkie opakowanie skrywa w sobie talię kart, a na nich seria pytań do których czasem najlepszą odpowiedzią jest… błędna odpowiedź! Takie proste quizy potrafią jednak czasami rozgrzać towarzystwo i świetnie sprawdzają się w roli fillera pomiędzy rozgrywkami.

Gra o Tort (Link do recenzji) – Długo nie mogłem zebrać się do napisania recenzji tego tytułu. Gra po prostu nie zaskoczyła w naszej grupie i ciężko było znaleźć pretekst do kolejnych rozgrywek. Tak, jak o opisywanej niegdyś na blogu grze Duże i Włochate mogę powiedzieć, że jak dotąd podobała mi się najbardziej z całej serii Trefl Joker Line, tak zabawa w pieczenie tortów w Grze o Tort spodobała mi się najmniej.  Z resztą, nie kryłem się z tym, że nie podeszły mi przepisy serwowane przez grę w jej recenzji.

Battle for Rokugan (Link do recenzji) – Feudalna Japonia to tematyka, która często poruszana była w dyskusjach o grach w pierwszej połowie roku, głównie za sprawą polskiego wydania Risin Sun. Moim zdaniem tytuł ten padł ofiara zbyt wysoko postawionej poprzeczki oczekiwań, tudzież wygenerowanego hype’u. Wydawnictwo FFG dowiodło bowiem za sprawą Battle for Rokugan, że można wydać bardzo dobrą grę strategiczną, która obejdzie się bez tony fikuśnych figurek jako głównego argumentu sprzedażowego, a jednocześnie zapewni odpowiednio wysoki poziom rozrywki. W przypadku Battle for Rokugan główny element, który „sprzedał” mi ten tytuł jest choćby doskonała w mojej opinii mechanika zagrywania utajonych jednostek, która wymaga od graczy ciągłej koncentracji, a także negocjacji i zawiązywania (a także zrywania) sojuszy na drodze do przetrwania i zapewnienia sobie zwycięstwa.  W dodatku, BfR robi to o wiele lepiej niż konkurencyjny produkt, aczkolwiek ze względu na brak należytej promocji ze strony zarówno wydawców jak i rodzimych recenzentów gra długo pozostawała niezauważona i dopiero niedawno wyszła z cienia Rising Sun. Pozostaje trzymać kciuki, że Rebel lub Galakta podejmą się jej spolonizowania w nadchodzącym roku.

Fallout (Link do recenzji– W odróżnieniu od wyżej opisywanego Battle for Rokugan, ten tytuł ze stajni Fantasy Flight Games pojawił się na naszym rynku w polskiej wersji językowej. Spotkał się jednakże z co najmniej mieszanymi opiniami. W swej recenzji podjąłem się więc próby przybliżenia czytelnikom sposobu, w jaki sam postrzegam tę grę. Nie jest ona dla mnie tytułem do rozgrywki w towarzystwie znajomych, lecz podobnie jak w komputerowym oryginale, z miłą chęcią zapuszczę się na post nuklearne pustkowia w pojedynkę. To właśnie przy grze solo Fallout pokazuje moim zdaniem swój pełny potencjał i pod takim kątem należy podchodzić do tej gry. Recenzja Fallouta z recenzenckiego punktu widzenia była dla mnie także okazją do wypróbowania czegoś nowego: fabularyzacji recenzji. Ta zawierała bowiem krótkie opowiadanie mojego autorstwa, w którym wprowadzam czytelnika w świat wykreowany w grze. Pierwotnie zastanawiałem się, czy taki sposób pisania recenzji przypadnie komukolwiek do gustu, aczkolwiek w przeciągu zaledwie dwóch pierwszych dni recenzję przeczytało blisko dwa i pół tysiąca osób! Sądząc po tym wyniku, a także licznych pochlebnych komentarzach od czytelników, można więc powiedzieć, że pomysł był trafiony, więc w przyszłości na pewno pojawią się jeszcze podobne „fabularyzowane” teksty na blogu.

Unearth (Link do recenzji– Z chwilą, gdy otrzymałem od wydawcy propozycję zrecenzowania tego tytułu, o samej grze nie wiedziałem właściwie nic. Dopiero kilka dni później, po tym jak do mnie dotarła, podczas zgłębiania instrukcji okazało się, iż podobnie jak Fallout, Unearth jest grą o tematyce post apokaliptycznej, choć na pierwszy rzut oka wcale tego nie widać. Dzięki zastosowaniu dosyć specyficznej oprawy graficznej, która przywodzi mi na myśl tę z gry Upstream, a także nieskomplikowanych zasad, tytuł ten celuje bardziej w segment lekkich gier dla całej rodziny. Nie uświadczymy w nim scen przemocy, a przyjazna dzieciom grafika sprawia, że bez obaw możemy zasiąść do gry nawet z 7-letnim dzieckiem. Gra po zrecenzowaniu dołączyła do biblioteczki syna i jestem przekonany, że na pewno będziemy do niej jeszcze wracać nie jeden raz.

 

Wrzesień poza blogiem

Poza recenzjami na blogu, które spotkały się z dobrym odbiorem miałem we wrześniu jeszcze dwa powody do dumy. Po długich miesiącach oczekiwania dotarły do mnie produkcyjne egzemplarze dwóch gier, do których stworzenia miałem okazję się przyczynić. Pierwszą z nich jest Savage Planet: Fate of Fantos – gra karciana oparta o mechanikę Vampire: The Eternal Struggle. Przy tytule tym spędziłem wiele godzin jako jeden z głównych testerów, a także autor części rozwiązań w grze, zasad alternatywnych, kończąc na przygotowaniu polskiej wersji językowej na poczet przyszłych potrzeb wydawcy. A skoro o tłumaczeniu mowa, dotarła także do mnie gra Tank Chess, w której przypadku również miałem przyjemność przygotować polską wersję językową zasad na zlecenie wydawcy. Oba tytuły postaram się opisać w formie recenzji w nadchodzących tygodniach.

Pod koniec września w Katowicach odbyła się także pierwsza edycja konwentu poświęconego grom planszowym o nazwie Planszówki w Spodku. Było to wydarzenie, którego organizatorem jest Łukasz Piechaczek, właściciel katowickiej kawiarni Ludiversum. Wydarzenie to, pomimo krótkiego okresu pomiędzy ogłoszeniem a startem imprezy, wynoszącym zaledwie cztery tygodnie, zgromadziło ogromną publikę. Spodek odwiedziło bowiem aż 2305 indywidualnych osób, a wrażenia, jakie towarzyszyły zarówno odwiedzającym jak i wydawnictwom, które postanowiły odwiedzić Spodek były głównie pozytywne. Moją relację z tej imprezy możecie przeczytać w tym miejscu. Z tego miejsca chciałbym raz jeszcze pogratulować organizatorowi imprezy, a także rzeszy osób które pomagały w organizacji wydarzenia, jej wielkiego sukcesu i trzymam kciuki za kolejną edycję w przyszłym roku.

 

Problemy Devil Pig Games

Nim zdążyliśmy otrząsnąć się po aferze crowdfundingowej, związanej z wydawnictwem Games Factory, nadeszły kolejne złe wieści z zachodu. Tym razem dotyczą one francuskiego wydawnictwa stojącego za takimi tytułami jak Heroes of Normandie czy jeszcze nie wydanego Heroes of Black Reach. Devil Pig Games, bo o nim mowa, dn. 25 września umieściło na swym facebookowym profilu to oświadczenie, z którego wynika iż znajdują się w finansowym dołku. Do sytuacji miało doprowadzić złe przeliczenie kosztów produkcji jednego z projektów wydawnictwa, finansowanego za sprawą platformy Kickstarter. Z oświadczenia mogliśmy się także dowiedzieć o tym, że by ratować sytuację, wydawnictwo musiało ograniczyć zatrudnienie, a także skupić się na realizacji tych projektów, które są w stanie zrealizować najwcześniej, aby pozyskać środki na realizację następnych. Choć w praktyce oznacza to opóźnienia w harmonogramie realizacji niektórych projektów, żywię nadzieję, że docelowo wydawcy temu uda się pozyskać pomoc finansową i doprowadzić wszystkie tematy do szczęśliwego finału. Cała sytuacja zwraca jednak uwagę na problem, a właściwie zagrożenie jakim jest dla firm oparcie modelu sprzedaży o portale crowdfundingowe. Niesie ono ze sobą równie wiele problemów co korzyści dla wydawcy, a przykładów nie należy szukać daleko – wspomniane wcześniej Games Factory może tu służyć za przestrogę tego, jak łatwo jest popaść w pułapkę związaną ze złym przeliczeniem kosztów produkcji. Wydawca ten popadł bowiem w błędną spiralę finansowania zaległych projektów pieniędzmi z następnych kampanii, co w efekcie finalnym przyczyniło się do wyczerpania funduszy i utratę płynności finansowej, która doprowadziła do skrajnej sytuacji, jaką było oszukiwanie wspierających co do postępów w dostarczeniu gier z kampanii crowdfundingowych. Temat ten był szeroko omawiany w mediach planszowych, a także trafił do mainstreamu, bowiem o sprawie donosił nawet portal Gry.wp.pl. Nie chcąc komentować tej sprawy szerzej, zwrócę jedynie uwagę, że zarówno Devil Pig Games jak i samo Games Factory w ostatnim czasie informowały na swych fanpage’ach o postępach w realizacji zaległych obietnic. Samo Games Factory podjęło współpracę z hurtownią materiałów papierniczych Ateneum, do której kilka tygodni wcześniej dołączył były frontman wydawnictwa – Marcin Ropka. Zabieg ten ma zagwarantować wydanictwu wymagane wsparcie, pozwalające na szybką dystrybucję gier z zaległych projektów. Jak to wyjdzie w praniu, czas pokaże. Osobiście trzymam kciuki, bo choć nie popieram kłamstw jakich dopuściły się pewne osoby w tym wydawnictwie (GF), być może to co się stało posłuży za przestrogę innym firmom wydającym gry poprzez kampanie finansowania społecznościowego, jak i samym portalom, które na wzór Zagramw.to powinny wprowadzić większą kontrolę oraz programy wsparcia wspierających.

Polska ofensywa wydawnicza 2019

Zgodnie z obietnicą, wracam do tematu planów wydawniczych na najbliższy rok. Choć do Essen jeszcze trzy tygodnie, niektóre z działających w Polsce wydawnictw pozwala poczuć przedsmak czekającej nas ofensywy wydawniczej w przyszłym roku. W kontraście do przeważającej większości małych gier, jakie ukazywały się w tym roku, wkrótce czekają nas premiery polskich wydań m.in. Anachrony i Gloomhaven (Albi Polska). Pierwsza z nich trafi do sklepów już na dniach, natomiast premierę drugiej przewidziano na 2019 rok. Ares Games zapowiedziało ponadto Sword & Sorcery – dungeon crawlera, który cieszy się dobrą opinią pośród polskich graczy. Grę najpewniej wyda Galakta – polski dystrybutor Aresa, aczkolwiek na dzień dzisiejszy wydawnictwo ani nie potwierdziło, ani nie zaprzeczyło tej informacji. Na pewno na wydawcę czeka Root, ponieważ z informacji jakiej uzyskałem bezpośrednio od oryginalnego wydawcy, poszukiwany jest wydawca tej gry na rynek polski. Polskiego wydania doczekają się również Feudum oraz Escape the Dark Castle, lecz w chwili, gdy piszę te słowa nie mam jeszcze pozwolenia ich wydawców na ujawnienie informacji, które z polskich domów wydawniczych stać będą za lokalizacją tych gry na naszym rynku. Wszystko wskazuje zatem na to, że nasz rynek rozwinął się już na tyle, że wydawanie większych, droższych gier stało się opłacalne dla wydawnictw i czeka nas dosyć interesujący pod względem premier rok. Ciekawe, co jeszcze pojawi się w katalogach wydawniczych po targach Essen Spiel ’18?

 

Plany na październik

Uff… Wrzesień należał do jednych z najbardziej pracowitych miesięcy jeśli chodzi o blog. Pracowałem nad wieloma tekstami, z których część już ukazała się na blogu, a część będzie miała premierę w nadchodzących tygodniach. Na pewno swą premierę na blogu będą miały teksty poświęcone grom o tematyce II Wojny Światowej – Black Orchestra oraz V Commandos. Z krajowych nowości od Portal Games / 2 Pionki opiszę jakie wrażenie zrobiła na mnie Grajeczka a także gry karciane Wysokie Napięcie i Puerto Rico od Lacerty. Będą także teksty poświęcone grom Fox Games. Ponadto, z ogromną przyjemnością ogłaszam również rozpoczęcie współpracy z wydawnictwem Lucrum Games, które nadesłało wiele gier ze swojego aktualnego katalogu wydawniczego. Pierwsze recenzje gier tego wydawnictwa pojawią się na blogu jeszcze w październiku, aczkolwiek ze względu na ich liczbę, recenzje tytułów od Lucrum będą nam towarzyszyć zapewne do końca tego roku. Planuję także kilka tekstów poświęconych grom mniej znanym na naszym rynku, aczkolwiek ile tematów uda się zrealizować, czas pokaże. Tymczasem wracam do pisania kolejnych recenzji. Do zobaczenia wkrótce! 😉

Na koniec chciałbym Was również zaprosić do polubienia moich Fanpage’y na Facebooku i Instagramie. Znajdziecie tam informacje prasowe ze świata gier planszowych, dodatkowe zdjęcia z moich rozgrywek oraz wiele więcej. Ponadto, do dnia. 09.10 na moim instagramowym koncie trwa konkurs w którym można wygrać nagrody od Ultra Pro i Fox Games. Zachęcam do wzięcia udziału: