Gra towarzyska Kieszonkowy Bystrzak – zabawa nie tylko dla dzieci!

Na pierwszy rzut oka „Kieszonkowy Bystrzak” może u planszówkowych wyjadaczy wzbudzić uśmiech politowania – małe pudełeczko, na okładce głowa postaci jak z kreskówki dla młodszych, a w komiksowym dymku nazwa gry. Jednak gdy taki wyjadacz zostanie poproszony o podanie warzywa na literę „H”, mina może mu zrzednąć. A im więcej pytań, tym człowiek jest coraz mniej pewien swojej inteligencji.

Bystrzak kryje się w pudełku

„Kieszonkowy Bystrzak” to małe pudełeczko, które rzeczywiście bez problemu zmieści się w każdej standardowej kieszeni. Zawiera 55 kart oraz złożoną we czworo instrukcję – po rozłożeniu jest ona nieco mniejsza niż kartka z zeszytu. Karty te zostały wykonane z miękkiej tekturki. Na awersie zdobi je rysunek, prezentujący człowieczka z okładki w różnych sytuacjach. Każda ilustruje opisaną na karcie kategorię – np. przy „Imionach chłopięcych” człowieczek trzyma na rękach niemowlaka, przy „Przyprawach” kosztuje zupę, itp. Ilustracje umieszczone są na pustym tle, co jest zarazem plusem – są czytelne, ale i minusem – nieco to minimalistyczne. Rewers to biała litera na ciemnobłękitnym tle.

Kto jest najbystrzejszy? Karta prawdę Ci powie!

W „Kieszonkowego Bystrzaka” można bawić się na trzy sposoby. Przy każdym może uczestniczyć nawet do 10 osób – wiek minimalny to 8 lat. Warianty rozgrywki nie mają nazw, są po prostu określone w instrukcji za pomocą cyferek. W pierwszym wygrywa osoba, która zgromadzi jak najwięcej kart. W drugim – wręcz przeciwnie, im mniej, tym lepiej. W ostatnim zbiera się punkty i wygrywa ten z graczy, który ma ich najwięcej. Miejsca na wątpliwości w żadnym przypadku nie ma.

Instrukcja

Szybkie przygotowanie i można zaczynać

We wszystkich trzech wariantach przygotowanie do zabawy to po prostu przetasowanie kart. W ostatnim należy dodatkowo dać każdemu z graczy kartkę papieru i coś do pisania. Trzeba także przygotować klepsydrę lub stoper. Gotowi? No to start!

 

Trzy drogi zostania bystrzakiem

Jak wspomniałem, rozgrywka może toczyć się na trzy różne sposoby. Pierwszy jest najbardziej dynamiczny i – co stwierdzam na podstawie obserwacji – ma się przy nim najwięcej zabawy. Kładziemy stos kart awersami do dołu, następnie zaczynający bierz pierwszą kartę i kładzie odwróconą. W ten sposób  na stosie mamy literę, a obok niej – kategorię, na przykład „B – Historia”. Kto pierwszy z graczy wykrzyknie prawidłowe słowo pasujące do tematu, wygrywa kartę. We wspomnianym przypadku może być to „Bolesław Chrobry”, „Batory”, „Bitwa pod Grunwaldem” – cokolwiek. Liczy się refleks. A pomyłki przytrafiają często – krzyknięcie „Marchewka” przy pojawieniu się pary „M – Owoce” nikogo po kilku rundach nie dziwi. A jeszcze zabawniej, gdy pojawi się zestaw „D – Część ciała” – u dorosłych wywołuje to jedno skojarzenie – i nie, nie są to „dłonie”. A co, gdy nikt nie ma pomysłu? Cóż, wówczas karta kategorii zostaje na stole, ale odrzuca się kartę litery i próbuje znaleźć skojarzenia z nową. I tak do skutku.

Zabawa toczy się do momentu wyłożenia ostatniej pary, a potem podliczana jest ilość kart u każdego gracza – osoba z największą ich liczbą wygrywa.

Wariant drugi to również wykładanie par, ale podaje się swoje skojarzenia kolejno. Czyli – najpierw osoba wykładająca, potem druga, trzecia, itd. Jeśli któryś z graczy nie poda odpowiedniego – bierze za karę wyłożoną kartę. Jeżeli powiedzą je wszyscy – karta zostaje odłożona na bok. Wygrywa ten uczestnik zabawy, który zgromadził najmniej kart.

No i wreszcie wariant trzeci, który kojarzy mi się ze szkolną zabawą w „Państwa-miasta”. Kładziemy stosik, wyciągamy cztery karty z brzegu i odwracamy. To kategorie. Litera na pierwszej karcie talii tworzy z każdym z nich parę, np. „S –auta, tytuły, zawody, kwiaty”. Gracze mają 60 sekund na zapisanie skojarzeń związanych z każdym z tematów. Im więcej, tym lepiej, ponieważ po upływie minuty każdy odczytuje swoje słowa. Gdy ma się takie, które nie występuje u innych – nagrodą są 3 punkty. Jeśli choćby jedna osoba wpadła na to samo skojarzenie – otrzymujemy za nie 1 punkt. Można także je tracić – jeżeli nie jest się w stanie podać choćby jednego słowa na któryś temat, odliczane są od posiadanych punków 2. Po zliczeniu wyników odkłada się cztery karty dziedzin i kartę litery, a następnie dobiera cztery nowe. Zabawa trwa do momentu wyczerpania talii. Wygrywa osoba mająca najwięcej punktów, czyli ktoś, kto poda najwięcej unikatowych słów.

W przypadku remisu, we wszystkich trzech wariantach pierwsze miejsce przyznawane jest ex aequo.

Jak się zostaje bystrzakiem?

Muszę przyznać, że zabawa jest lekka, łatwa i przyjemna – w jak najbardziej pozytywnych znaczeniach wszystkich tych słów. Zasady są tak proste, że w mig zrozumieją je zarówno dorośli, jak i dzieci, co umożliwia zabawę wielopokoleniową. Wariant drugi określiłbym jako najtrudniejszy – każdy z graczy musi podać inne skojarzenie, więc jeśli mam trudny temat, gra sześć osób, a ja jestem jako piąty – jest ciężko. Dużą zaletą jest olbrzymia ilość kombinacja słów i dziedzin – 55 kart i znaczeń daje ponad 3 tysiące możliwych par. Dlatego zabawa może za każdym razem być inna. Ten wariant doskonale sprawdza się na 5-6 osób, podczas gdy pierwszy jest idealny dla 4-osobowego grona. Dlaczego? Ze względów praktycznych – przy czterech osobach rzadko zdarzają się sytuacje sporne o to, kto jako pierwszy  podał skojarzenie. Im więcej graczy, tym większa szansa na to, że pojawią się takie sytuacje konfliktowe, które trudno uczciwie rozstrzygnąć. Dlatego najmilej wspominam wariant pierwszy na 4 osoby, nieco mniej – trudniejszy na sześć osób.

A co z ostatnią możliwością zabawy? Tutaj mam skojarzenia z niedawną wydaną grą przez Egmont grą „Łap za słówka” – tam również obowiązuje reguła eliminacji powtarzających się słów. Z jednej strony może wydawać się najmniej atrakcyjna, jednak z drugiej – podnosi znacznie poprzeczkę, ponieważ musimy szukać jak najbardziej oryginalnych skojarzeń, aby zredukować szanse oponentów na zapisanie tego samego pomysłu. Tę wersję rozgrywki polecałbym dla grona składającego raczej ze starszych graczy.

Przy każdym wariancie zabawy spędza się około 30 minut i nie jest to na pewno czas stracony. Z czystym sumieniem można zarekomendować każdemu, kto ma ochotę na nieco inteligentnej rozrywki i nieco śmiechu. Gdy bawimy się w pierwszy wariant i mamy świadomość, że kto pierwszy, ten lepszy, aż nazbyt łatwo popełnia się niezamierzenie zabawne lapsusy językowe. Dla młodszych dodatkowym plusem może być możliwość poznania nowych słów.

PLUSY:

  • bardzo proste zasady;
  • trzy różne warianty zabawy;
  • możliwość gry z różnymi ilościami graczy.

 

MINUSY:

  • w niektórych wariantach liczba graczy powinna być jednak ograniczona

 


Za przekazanie gry do recenzji dziękuję wydawnictwu


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, polubcie moją stronę na Facebooku.